Z ustaleń śledczych wynika, że Ewa P. była dyrektorem Domu Pomocy Społecznej pod Krakowem, gdy w 2016 r. pracownikiem została tam Elżbieta K. Panie się zaprzyjaźniły. Poznały też dewelopera, od którego zaczęły pożyczać pieniądze. Powoływały się również na wpływy w urzędzie skarbowym, bo jedna z pań kiedyś tam pracowała.
Mamiły biznesmena obietnicami, że wygra licytacje komornicze, które organizuje skarbówka po zajęciu rzeczy z przestępstw. Kobiety twierdziły, że tanio można przejąć w ten sposób auta i mieszkania m.in. apartamenty na Tarasach Wiślanych. Mężczyzna na poczet wadium w tych licytacjach przekazał kobietom 241 tys. zł. Gotówki już nie odzyskał, nie została też przeznaczona na cel wskazywany przez kobiety.
Elżbieta K. nie kryła, że znajomości w kręgach rządowych i że przez telefon rozmawia ze Zbigniewem Ziobro i Andrzejem Dudą. Namówiła raz Ewę P. i jej męża Andrzeja oraz dewelopera do wyjazdu nad morze. Twierdziła, że jest możliwość przejęcia ośrodków wypoczynkowych w Kołobrzegu. Podczas wyjazdu podawała się za pracownika Ministerstwa Finansów i wyłudziła szereg usług hotelowych na kwotę 15 tys. zł.
Później wyszło na jaw, że tam nie pracuje i że ma na koncie kilka wyroków za oszustwa. Teraz za swoje czyny odpowiada w warunkach recydywy, pozostaje w areszcie. Przyznaje się do winy, ale odmawia składania wyjaśnień.
Także Andrzej P. potwierdza swój udział w przestępczym procederze i chce się poddać karze. Tylko Ewa P. zaprzecza zarzutom. Na razie oddała 30 tys. zł deweloperowi, które od niego pożyczyła. Jednym z ważnych dowodów w sprawie jest nagranie telefonem komórkowym, które wykonała znajoma jednego z pokrzywdzonych. Zarejestrowała wypowiedzi oskarżonych, które potwierdzają, że mieli plan dokonywania oszustw.