Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pajęczyca to ksywa uroczej Małgorzaty

Lech Klimek
Lech Klimek
Pierwszy ptasznik uciekł jej, kiedy przyniosła małe pajączki ze sklepu na stancję. Koleżanki odwiedzały ją rzadko, ze strachu.

- To nie są zwierzątka, z którymi można się pobawić, pogłaskać je czy wyjść z nimi na spacer - rozbawiona opowiada Małgorzata Szmigielska, dziewczyna od pająków ptaszników. - Siedzą sobie w terrarium i można co najwyżej na nie popatrzeć - dodaje.

W domu Małgorzaty zawsze były jakieś zwierzęta. Ona sama miała świnki morskie, chomiki. Były też psy i koty. Jej tato z wielkim oddaniem hodował węże.

- Nigdy nie miałam żadnych oporów przed choćby dotykaniem różnych owadów - opowiada Małgorzata. - Dom był pełen zwierzaków, więc po prostu przywykłam do ich obecności.

Jeszcze w szkole podstawowej Małgorzata miała okazję pierwszy raz zetknąć się z pająkami: - Tato zabrał mnie na jakąś wystawę tych stawonogów do biblioteki w Gorlicach - mówi z uśmiechem. - To chyba był właśnie taki moment przełomowy, od tego czasu zaczęłam myśleć o nich jak o właśnie tych stworzeniach, które powinny ze mną zamieszkać.

Ta pewność nie zmaterializowała się natychmiast, trochę to trwało.

- Zaczęłam na początek zdobywać wiedzę - opowiada Małgorzata. - Chciałam być gotowa, gdy kiedyś nadejdzie ta chwila, że stanę się pajeczarą - dodaje rozbawiona.

Książki, programy telewizyjne, z czasem internetowe fora. To były główne elementy tych pajęczych studiów.

- Pamiętam, że w liceum miałam patyczaki - opowiada. - Ale one nie dawały mi takiej satysfakcji.

Po maturze Małgorzata wyjechała do Krakowa, by studiować geologię.

- To trochę odległe od moich pajęczych zainteresowań, ale wtedy właśnie, na trzecim roku, stałam się właścicielką pierwszej parki pajączków - opowiada.

Do sklepu zoologicznego, który Małgorzata często odwiedzała, ktoś przyniósł sporą ilość małych pająków. Zostawił je, a personel postanowił rozdać chętnym.

- Dawali po dwa - mówi Małgorzata. - Takie maleńkie, więc i ja wzięłam. Nie bardzo jeszcze wtedy w Krakowie miałam je jak trzymać, nie miałam żadnego terrarium, choć te maluchy go jeszcze nie potrzebowały.

Po przyniesieniu pajączków na stancję, Małgorzata chciała je sobie dokładnie obejrzeć. Otworzyła małe pudełeczko i …

- No właśnie. Zorientowałam się, że jeden po prostu uciekł - mówi rozbawiona. - Rzuciłam się za nim na podłogę, ale ta malizna po prostu gdzieś się zawieruszyła i nigdy go już nie znalazłam.

Z drugim, który nie przejawiał ochoty na ucieczkę, też był problem, choć miał on podłoże raczej towarzyskie.

- Co tu kryć, mój sublokator zupełnie się nie dogadywał z moim pajączkiem, może miał jakiś rodzaj arachnofobii, co jest dość powszechną przypadłością - opowiada rozbawiona. - Koniec końców, nie miałam wyjścia i musiałam go przewieźć do Gorlic. Tu dostał w spadku po rybkach akwarium, które miało być teraz jego domem.

Małgosia nadal mieszkała w Krakowie, a jej pierwszy ptasznik w Gorlicach. Nie trwało to jednak długo i pajączek trafił do gorlickiego sklepu zoologicznego, a z niego w ręce nowego właściciela.

Dwa lata później Małgorzata podjęła ostateczną decyzję: musi wystartować z pajęczą hodowlą. Na początek razem z tatą rozpoczęła gruntowną analizę gatunków. Chodziło o dokonanie wyboru takich ptaszników, które będą łatwe w hodowli, a dodatkowo nie będzie im przeszkadzać choćby niższa temperatura w domu w okresie zimowym. Wybór padł na ptasznika chilijskiego. To najbardziej popularne w naszym kraju ptaszniki. Jest ich kilka gatunków.

- Zaczęłam przeszukiwać fora, by znaleźć kogoś, kto mi sprzeda takiego - mówi Małgorzata z uśmiechem. - W końcu znalazłam człowieka, z którym umówiłam się na przystanku koło stadionu Cracovii w Krakowie.

Do Małgorzaty podszedł młody, niepozorny człowiek. Wręczył jej maleńkie pudełeczko, wziął za nie 15 złotych i sobie poszedł. Z czasem okazało się, że to wielki znawca pająków. Małgorzata właśnie u niego szukała pomocy, gdy pojawiały się jakieś pajęcze problemy.

- Wpakowałam pudełeczko pod kurtkę i pobiegłam na dworzec autobusowy - opowiada. - Pudełko było małe, więc w autobusie do Gorlic nie było paniki - dodaje rozbawiona.

Ten pierwszy kupiony był różowy. Z czasem okazało się, że to samiec. Miał wszystkie samcze atrybuty i samczą wadę. Żył krótko.

- Samców nikt chyba nie lubi, choć oczywiście mają one swoją rolę do odegrania - opowiada Małgorzata. - Każdy hodowca woli samiczkę, do nich można się przyzwyczaić, są długowieczne, żyją nawet 30 lat, podczas gdy ich partnerzy umierają po dwunastej wylince, czyli zrzuceniu skóry. Mają wówczas mniej więcej cztery lata.

Przez terraria Małgorzaty przewinęły się wszystkie rodzaje ptaszników z gatunku, jaki wybrała. Najwięcej jednocześnie miała ich sześć.

- U mnie był zawsze problem z koleżankami - roześmiana wspomina Małgorzata. - Pająki i węże, które miałam w domu, przyprawiały je o paniczny strach. Bały się do mnie przychodzić.

Nawet teraz, gdy wszystkie wiedzą, czego się można u niej spodziewać, z lękiem przekraczają próg.

- Ostatnio odwiedziła mnie koleżanka, która mieszka teraz w Anglii. Nie widziałyśmy się kilka lat - opowiada. - Gdy weszła do mojego pokoju, zamarła. I nie chodziło nawet o pająki, lecz o wiszące na ścianie skóry zrzucane przez węże. Nic się przez lata nie zmieniło - dodaje rozbawiona.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska