Pod opieką gorlickiego Dzikiego Projektu są dzisiaj dwa młode zające. Akurat w ich przypadku ludzka interwencja była konieczna, ale nie zawsze jest tak, że leżące w trawie młode zająca czy sarny, zostało porzucone i potrzebuje naszej natychmiastowej pomocy.
- Pozostawianie potomstwa jest naturalną taktyką u zajęcy czy saren – podkreśla lek. wet. Wojciech Wójcik, prezes Fundacji.
Po pierwsze: konsultacja z fachowcami. Wystarczy jeden telefon
Pracownicy Fundacji podkreślają po wielokroć, byśmy nie dawali się ponieść odruchowi i nie zabierali z łąk i lasów napotkanych tam maluchów. Trzeba wziąć głęboki oddech i po prostu zadzwonić, opowiedzieć o okolicznościach, w jakich rzekomo porzucone zwierzę znaleźliśmy, jeśli to możliwe – wyślijmy zdjęcie. Telefon odbiorą fachowcy, którzy potrafią ocenić, nawet po tych kilku zdaniach i fotografii, czy zwierzak rzeczywiście potrzebuje ludzkiego wsparcia.
- Reagujemy tylko w oczywistych sytuacjach, gdy zwierzę ma widoczne rany lub jest osłabione – dodaje.
W historii fundacji była już wiewiórka, którą ktoś przygarnął, bo mu się wydawało, że wymaga pomocy. Taka domowa „pielęgnacja” doprowadziła do sytuacji, gdy zwierzę stało się doskonałym celem polowań choćby domowych kotów. Była również mała sówka, którą człowiek karmił... drobiem. Gdy ptak podrósł i próbował wstać, to połamał sobie skrzydła i nogi. Trzeba było poddać eutanazji.
Numer alarmowy Fundacji Dziki Projket: 515 627 608.
Na tym nie koniec, bo zdarza się, że w poczuciu szacunku wobec zwierząt, zdarza się, że ktoś na własną rękę próbuje odchować małą słodką kunę, puchatego liska, czy bezbronnego koziołka. Problemy zaczynają się, gdy małe przestaje być małe. Jest też mniej słodkie i bezbronne.
- Jeśli analizujemy przypadki ataków na ludzi, to często dochodzi do nich właśnie w przypadku takich półdzikich zwierząt – podkreśla.
Stąd apel powtarzany jak mantra: nie dotykajcie i nie porywajcie młodych zwierząt! Jeśli macie wątpliwości, kontaktujcie się z ośrodkami rehabilitacji dzikich zwierząt. Tak naprawdę nieliczne przypadki wymagają naszej interwencji.
Leczą, rehabilitują i oddają przyrodzie
Fundacja Dziki Projekt to grupa pasjonatów, którzy naprawdę znają się na opiece nad dzikimi zwierzętami Robią to od lat. Mają wiedzę, kontakty z innymi ośrodkami, cały czas się szkolą i dokształcają. W krzywej-Jasionce powstaje ośrodek rehabilitacyjny z wolierami, specjalnie przygotowanymi boksami. Na razie do dyspozycji mają około dwóch hektarów, docelowo - ponad osiemdziesiąt. Współpracują z Magurskim Parkiem Narodowym, a także Urzędem Celno-Skarbowym.
- Przemyt zwierząt chronionych nawet dziś jest dużym problemem. Mieliśmy już pytania o to, czy przyjmiemy serwala, żako i kilkanaście egzotycznych pająków – wylicza Wojciech Wójcik.
Najsłynniejszym pensjonariuszem Ośrodka był żbik. Do Dzikiego Projektu trafił w minionym roku, a został znaleziony na obrzeżach Magurskiego Parku Narodowego.
- Musieliśmy walczyć między innymi z nicieniami płucnymi, które go zaatakowały – opowiada. - Diagnoza była szybka, protokół leczenia ustalony – dodaje.
Jego opiekunowie przyznali, że żbik był „trudnym” pacjentem, który swoim wybawcom okazywał jawną niechęć. I tak miało pozostać.
