Dzikie przytulisko mieści się w Jasionce. Jest najmłodszym i jedynym tego typu ośrodkiem w regionie, choć tak naprawdę dr Wójcik pomaga wszelkim leśnym zwierzakom od blisko dekady. Zdecydowała empatia i zawodowa uczciwość. Bo przecież weterynaryjny świat nie ogranicza się tylko do psów, kotów i domowych królików.
- Nie wyobrażałem sobie, żeby zamknąć drzwi przed zranionym dzikim zwierzęciem, które po krótszym czy dłuższym leczeniu mogło wrócić do natury – podkreśla. - Tylko wtedy trafiało do nas kilkadziesiąt zwierząt rocznie, a teraz nie ma już dnia, by ktoś nie dzwonił w sprawie poturbowanego jeża, boćka, który popadł w kłopoty, potrąconej, ale żywej sarny, puszczyka, którego zdybały koty czy poszarpanego przez psy lisa – wylicza.
W Dzikim Projekcie puchacz i popielice
Teraz jest spokojniej, bo okres, gdy zwierzęta odchowują młode, już minął, co nie oznacza, że nie mają się czym zajmować. W ośrodkowych wolierach szaleją popielice. Wykarmione od oseska pozostaną w ośrodku do wiosny. W Krzywej w potężnej wolierze rządzi puchacz. Niechętnie spogląda na gości. I nikt nie ma mu tego za złe z racji zasady, którą przyjęli zaraz na początku swojej pracy: dzikie zwierzę, to nie maskotka do przytulania. Gdy do nich trafia, ma dostać pomoc, jedzenie i spokój, by okres rekonwalescencji był możliwie krótki. Po nim zwierzę wraca do natury.
- Człowiek ma się kojarzyć z niebezpieczeństwem, a nie źródłem przyjemności – podkreśla.
Dziki współpracuje z Magurskim Parkiem Narodowym i nie tylko
Na potrzeby dzikich zwierząt, które trafiają do ośrodka rehabilitacyjnego, wybudowanych zostało kilka wolier. Największa ma sześć metrów wysokości i tyle samo szerokości, a pośrodku drzewo. Rządzi w niej wspomniany puchacz.
- Współpracujemy z Urzędem Celno-Skarbowym z racji tego, że przemyt zwierząt chronionych nawet dziś jest dużym problemem. Tylko w ostatnich miesiącach mieliśmy pytania o to, czy przyjmiemy serwala, żako i kilkanaście egzotycznych pająków – wylicza.
Przykładem był poraniony żbik, który został znaleziony w okolicach Magurskiego Parku Narodowego. Gdy trafił do ośrodka, był mocno osłabiony, poraniony, na dodatek nie miał jednej łapy. Pierwsza myśl, która wielu mogłaby przyjść do głowy: cudny kociak, nic tylko się przytulić! Kociak może i cudny, ale dziki. Na pewno nie do przytulania. I takim miał pozostać. Zresztą jego opiekunowie przyznali, że był „trudnym” pacjentem, który wprost okazywał swoją niechęć do wybawców.
- Musieliśmy walczyć między innymi z nicieniami płucnymi, które go zaatakowały – opowiada. - Diagnoza była szybka, protokół leczenia ustalony – dodaje.
W codziennej pielęgnacji przydatna była gruba rękawica i dużo cierpliwości. W głowach weterynarzy kołatała równocześnie myśl, że mają w swoich rękach mniej więc pół procenta populacji żbików, które żyją w Polsce. Zwierz bynajmniej nie podziękował za uratowanie życia, a podczas wypuszczania na wolność, wręcz fuczał na swoich chwilowych opiekunów. Szybko zniknął w leśnej gęstwinie.
- Za to w nietoperzach można się zakochać – zdradza niespodziewanie. - Szczególnie gdy ma się takiego w ręku i spojrzy mu w oczy. No i jeszcze, gdy jedzą: wkładają robaczka do pyszczka i zabawnie przy tym mlaskają – śmieje się.
Ośrodek rehabilituje również ptaki
Najwięcej jest jednak jeży i ptaków po wszelkich kolizjach – czy to z siecią energetyczną, czasem z kotem, a bywa, że z szybą. Kilka tygodni temu z inicjatywy Projektu, jeden z gorlickich przystanków został oklejony taśmami z kropkami. Zaprojektowała je Fundacja Szklane Pułapki. Na tychże taśmach, w odpowiednich odstępach zostały umieszczone kropki. Przyklejone na przezroczystą powierzchnię, zapobiegają tworzeniu się refleksów, co sprawia, że ptaki dobrze je widzą i wiedzą, że nie mogą przefrunąć przez tak oznaczoną przestrzeń.
Miasto i gmina wspierają Dziki
Pracę i misję Dzikiego Projektu mocno wspiera samorząd miejski oraz gminy wiejskiej Gorlice. Przede wszystkim finansowo, bo leczenie zwierząt do najtańszych nie należy. W partycypację kosztów – w mniejszym stopniu - angażują się także pozostałe samorządy Gorlickiego, poza Moszczenicą. Nie zawsze dzika inicjatywa znajduje zrozumienie: pytania o sensowność leczenia, komentowanie, że zwierzęta mają od ręki badania, a człowiek musi czekać w kolejce, nie są odosobnionymi przypadkami. Niektórzy urzędnicy zapominają niestety, że Projekt to nie NFZ, odczuwanie bólu czy choroby nie jest przypisane tylko do człowieka, a wspieranie takich ośrodków przez gminy jest usankcjonowanie prawnie i wynika z ustawy o samorządzie gminnym.
- Prowadzimy również działalność edukacyjną i dzikie lekcje z najmłodszymi – chwali się dr Wójcik.
Leśni edukatorzy zabierają najmłodszych do parku, lasu, nad rzekę, by namacalnie pokazać im niezwykłe piękno przyrody. Ośrodek stale dzieli się także swoją pracą w mediach społecznościowych, a przy okazji podaje różne ciekawostki, jak choćby zdjęcia rentgenowskie… sowy.
- Znaczną część jej głowy zajmują oczy: są majestatyczne, przenikliwe i niemal ludzkie. Po ich barwie możemy rozpoznać, o jakich porach poluje dany gatunek. Na przykład oczy żółte należą do sów polujących w dzień. Taką jest pójdźka, pomarańczowe - u polujących o świcie i zmierzchu, jak choćby uszatka oraz ciemne, które są charakterystyczne dla sów nocnych typu płomykówka czy puszczyk. Dodatkowo same gałki oczne są pozbawione mięśni, co uniemożliwia ich ruch. Dlatego sowy, aby coś dostrzec, muszą obrócić całą głowę – opowiadają.
Działania Dzikiego projektu można wesprzeć na kilka sposobów. Można dołączyć do: ZRZUTKI lub też kupić Charytatywny Kalendarz Edukacyjny na 2025 rok z rysunkami autorstwa najlepszych ilustratorów, rysowników, artystów, którym leży na sercu dobro dzikich zwierząt. Kalendarz łączy w sobie elegancję, edukację i pragmatyzm.
Dzieje się w Gorlickiem
- Po spotkaniu z dzielnicową odmienił swoje życie. Dzisiaj dziękuje jej za to szczerze
- Prawie trzy miliony złotych trafiło w Gorlickie na remonty lokalnych dróg
- Piotr Fejkiel nadaje z Bośni i Hercegowiny: Maglić, piąta perła Korony zdobyty!
- Zaczęło się 65 lat temu. Dzisiaj KGW w Klęczanach jest jednym z najprężniejszcyh