Właściciel pasażu, firma Balmain Polish Retail Inv. najpierw nie udzielała żadnych informacji o przyczynach tej decyzji, a gdy sprawą zainteresowała się „Gazeta Krakowska”, to odesłano nas do firmy Jones Lang LaSalle, administrującej budynkiem. - Obiekt został zamknięty ze względów bezpieczeństwa, z uwagi na możliwe osłabienie konstrukcji dachu - stwierdził Jakub Kaźmierczak z Jones Lang LaSalle.
Dodał, że zostanie sprawdzony stan obiektu i zapadnie decyzja co do ewentualnego remontu i rozmów z najemcami.
Wczoraj w tej firmie nikt już nie odbierał telefonu. Nic o możliwym zagrożeniu nie wiedzą też w Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Wadowicach.
Najemcy są oburzeni, bo do tej pory nikt z nich nie wie, kiedy będą mogli wrócić do swoich firm.
- Nasze straty rosną z godziny na godzinę. Tracimy klientów, tiry z zamówionym towarem wracają do hurtowni. Kto może, to pracuje mobilnie z domu, ale wiele dokumentów zostało w środku - mówi Anna Kozak, właścicielka jednego ze sklepów, który mieści się w pasażu.
W środku zostały też gryzonie i rybki ze sklepu zoologicznego. Właściciel sklepu nie mógł ich zabrać. Po interwencji policji i pracowników schroniska dla zwierząt w Oświęcimiu ostatecznie tylko jemu, na chwilę, po ponad 30 godzinach od ewakuacji, pozwolono wejść po zwierzaki.
Pomstują też klienci tamtejszej apteki. - Miałem odebrać lekarstwa robione na zamówienie dla chorej na serce żony, recepty zostały w środku - denerwuje się emeryt Eugeniusz Pułka.