Bomba była niewielka, dlatego mimo że trafiła w słup podtrzymujący konstrukcję dachu, nie poczyniła dużych szkód. Zniszczyła jednak doszczętnie skład fajansowych wanien i klozetów, który znajdował się na strychu.
Lotnicy zrzucili potem jeszcze jedną, która trafiła obok szpitala garnizonowego przy dzisiejszej
ul. Wrocławskiej. Były to zapewne nieudane próby trafienia w wiadukt, dworzec kolejowy lub fort Kleparz.
Dla upamiętnienia lotniczego bombardowania na domu powieszono stosowną tabliczkę, a obok szpitala ustawiono płytę, na której później wybudowano istniejącą do dziś kapliczkę.
Zbombardowana kamienica zasłynęła z innego powodu - wiele lat później zamieszkał w niej Czesław Miłosz.
O wiele skuteczniej działało lotnictwo austro-węgierskie. Do obrony Krakowa przebazowano aż sześć z istniejących dziewięciu c.k. jednostek lotniczych.
Prowadziły one głównie działania rozpoznawcze, choć niektórym lotnikom zdarzało się ostrzeliwać rosyjskie kolumny marszowe i tabory. 30 listopada lotnictwo Austro-Węgier strąciło pierwszy wrogi samolot w Wielkiej Wojnie. Dwupłatowy Lohner C z 15. Kompanii Lotniczej wystartował z Rakowic,
a jego załoga, podobno ze zwykłego karabinu Mannlicher, zestrzeliła carski aeroplan.
Najważniejszy był jednak zwiad lotniczy. W listopadzie i grudniu 1914 roku rosyjskie wojska były
o krok od zwycięstwa. Zajęły prawie całą Galicję, podeszły pod Kraków i zagroziły przemysłowi Śląska i Czech oraz samej stolicy Austrii.
Dzięki szybkim i precyzyjnym lotniczym informacjom o ruchach wojsk carskich c.k. dowództwo Krakowa mogło sprawnie manewrować szczupłymi siłami i przerzucać je z jednego brzegu Wisły
na drugi.
W dwóch bitwach, dzięki wsparciu artylerii fortecznej i równoczesnego ataku ze skrzydła spod Limanowej, Rosjanie zostali ostatecznie odparci. Były to prawdziwie pokerowe zagrywki, bo aby zyskać przewagę nad atakującymi, przerzucano siły, poważnie osłabiając mniej zagrożone części krakowskiej twierdzy.
Również ostrzał armatni był związany z lotnictwem. Był kierowany telefonicznie przez załogi ośmiu balonów Parseval-Siegsfeld M 98, zakotwiczonych w różnych miejscach Krakowa, w tym w pobliżu Fortu św. Benedykta na Krzemionkach.
Przez lornety, przy dobrej pogodzie, obserwatorzy widzieli sytuację w odległości kilkunastu kilometrów. Dzięki załogom aerostatów ogień pół tysiąca dział, które strzelały w grudniu od Prokocimia po Rajsko, rozbił Rosjan jeszcze przed granicami miasta. Tylko 6 grudnia artyleria twierdzy oddała przeszło 20 tys. strzałów.
Prawdziwym przełomem we współpracy lotnictwa i artylerii stał się Albatros B. I, który przyleciał
do Rakowic już po bitwie. Pilotował go sam dowódca c.k. sił powietrznych gen. Emil Uzelač.
Dwuosobowa załoga miała na pokładzie, nieużywaną jeszcze w innych armiach, 42-kilogramową radiostację na pokładzie i 50 m kabla anteny.
Taki punkt obserwacyjny był niezwykle skuteczny, o czym przekonali się Rosjanie już w styczniu, gdy kierowane z powietrza austriackie ciężkie moździerze spustoszyły cele wojskowe
w okupowanym Tarnowie.
Podczas tej wojny wrogie samoloty nad Krakowem już się nie pojawiły.