Trener Beskidu Krzysztof Wądrzyk miał świadomość tego, że wcześniej czy później jego zespół zostanie zatrzymany. Żałował tylko, że w derbach ziemi wadowickiej, w dodatku przez klub, w którym kiedyś pracował. Poza tym, kilku zawodników z obecnej kadry Iskry nie tak dawno występowało w Andrychowie, w czasach jego zmagań na trzecioligowych boiskach. - Skoro Jakub Słupski, który grając w Beskidzie był podstawowym graczem w trzeciej lidze, a w Kleczy jest wchodzącym z ławki, to tylko pokazuje potencjał osobowy obu stron – zwraca uwagę Wądrzyk. - Nasz zespół latem był budowany w pośpiechu. Potrzebuje zatem czasu na zgranie. Byłem pozytywnie zaskoczony pierwszymi dwoma zwycięstwami. Może rywale nas nie docenili. W derbach było inaczej.
W Kleczy jest wielu zawodników ogranych na wyższych szczeblach, jak bracia Łukasz i Dawid Rupowie, Krzysztof Zaremba, Damian Kowalczyk, Dariusz Kapera i inni. W Andrychowie relacje pomiędzy doświadczeniem i młodzieżą są inne. - Można powiedzieć, że „pół na pół”, a i to będzie trochę naciągane - zwraca uwagę Wądrzyk. - Doświadczonego gracza mamy w bramce. Podporą obrony jest Przemek Senderski. Z kolei w przedniej formacji jest Tomasz Moskała. Może jeszcze ograny w czwartoligowym towarzystwie jest Filip Kasiński. Owszem, na szczeblu wojewódzkim grywał też Grzegorz Talaga, który jest jeszcze jednak młody, ale zdarzyły mu się proste błędy, więc muszę z nim porozmawiać. Złapał głupią czerwoną kartkę.
Andrychowski szkoleniowiec dostrzega jednak pozytywy z porażki. Pokazała ona jego młodzieży, jak wiele pracy jeszcze przed nią, żeby móc regularnie punktować. To jest dla Beskidu najważniejsze. - Powiem tak, że walkę w ścisłej czołówce raczej nas nie stać – uważa Krzysztof Wądrzyk. - Potrafimy jednak wygrać z każdym. To będzie tylko zależało od tego, jak chłopcy będą realizować zadania taktyczne. Im więcej punktów zgromadzimy na starcie, tym lepszy komfort gry.