Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Płaca minimalna w Warszawie 3,5 tys. zł, w Krakowie – 3 tys. zł, a w Sączu i Tarnowie – 2 tys. zł brutto? Niższa w mikro niż dużych firmach?

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Wprowadźmy inną płacę minimalną w metropoliach, a inną, znacznie niższą, w Polsce powiatowej. Inne stawki minimalne powinny obowiązywać na Mazowszu, a inne w Świętokrzyskiem; inne w koncernach, a inne w mikrofirmach – apeluje część pracodawców. Ostrzegają, że w przeciwnym razie kolejne skokowe podniesienie płacy minimalnej - z obecnych 2250 do 2450 zł brutto - spowoduje upadek lub przejście do szarej strefy setek tysięcy mikrofirm. Związki zawodowe chcą, by płaca minimalna stanowiła 50 proc. średniej krajowej. Dziś jest to 46 proc. Ale to średnia dla całej Polski. W Krakowie płaca minimalna stanowi mniej niż 40 proc. lokalnej średniej, w Warszawie - jedną trzecią, zaś pod Tarnowem - aż 70 proc.

2450 złotych brutto, czyli 1800 zł na rękę, ma wynieść w przyszłym roku płaca minimalna w Polsce. Wedle GUS, ustawowe minimum zarabia ok. 10 proc., czyli ponad półtora miliona pracujących w naszym kraju. W wyniku decyzji rządu ich wynagrodzenia powinny zatem wzrosnąć o prawie 9 proc. (z obecnych 2250 do wspomnianych 2450 zł). Organizacje pracodawców ostrzegają jednak, że wcale nie musi się tak stać, bo część firm, zwłaszcza mikro i małych na prowincji, w nisko dochodowych branżach, nie jest w stanie dać takich podwyżek. Przypominają, że 2450 zł brutto wymaga od przedsiębiorcy wysupłania aż 3 tys. zł (bo dochodzą jeszcze tzw. składki pracodawcy). Pracownik dostaje z tego wspomniane 1,8 tys., reszta trafia do budżetu państwa i ZUS.

- Firmy, które będą miały z tym problem, albo zwiną biznes, albo przejdą jeszcze głębiej do szarej strefy i będą płacić pracownikom pod stołem – uważa Witold Michałek, ekspert BCC ds. makroekonomii. Wedle różnych szacunków, mikrofirm mamy w Polsce od 2 do 2,5 mln. Ile z nich faktycznie nie może sobie pozwolić na podwyżki? Nawet jeśli będzie to jedna czwarta, to problem dotyczy setek tysięcy przedsiębiorców i ich rodzin oraz pracowników.

Dlatego BCC po raz kolejny apeluje do rządu i parlamentu o zróżnicowanie płacy minimalnej – zarówno pod względem terytorialnym, jak i branżowym. Domaga się także, by inne stawki obowiązywały w dużych korporacjach, a inne (znacznie niższe) w mikrofirmach. Dopuszczalna różnica miałaby wynieść 40 proc., czyli jeśli np. w Warszawie minimalną stawką byłoby 3,5 tys. zł, to w Tarnowie czy Nowym Sączu mogłoby to być 2,2 tys. zł brutto.

Niemcy też różnicują

Mocnym argumentem za takim rozwiązaniem jest to, iż w sąsiednich Niemczech różne stawki minimalne stosuje się nie tylko we wschodnich i zachodnich landach czy poszczególnych branżach, ale i na konkretnych stanowiskach – np. inna jest płaca minimalna murarza, a inna spawacza czy kierowcy. Zależy to w znacznej mierze od kwalifikacji niezbędnych do wykonywania danego zawodu.

Z drugiej strony ostatnie regulacje unijne idą ostatnio w innym kierunku – celem jest taka sama płaca za taką sama pracę. Temat budzi ogromne kontrowersje, bo przy pomocy regulacji płac bogate kraje chcą z jednej strony przyciągnąć fachowców z krajów biedniejszych, jak Polska (w samych Niemczech brakuje kilku milionów pracowników), a z drugiej strony – próbują zablokować ekspansję polskich firm na Zachodzie.

Metropolie i długo, długo nic

Organizacje przedsiębiorców zwracają uwagę, że zaproponowana przez resort pracy, a następnie cały rząd płaca minimalna na 2020 r. jest o ponad 100 zł wyższa od kwoty wynikającej z wymogów ustawowych. Od początku dekady płaca minimalna wzrosła już o 70 proc. (z 1317 zł w 2010 r. do 2250 zł obecnie), a za kilka miesięcy wzrost ów sięgnie 86 proc. Tymczasem przeciętne wynagrodzenia – mimo znaczących podwyżek w wielu branżach i profesjach – nie rosną tak szybko. Na dziś ów wzrost wyniósł od początku dekady 52 proc.

Jak przyznaje Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej, dziesięć lat temu płaca minimalna stanowiła 41 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej, teraz ma to być 47 proc. Największe związki zawodowe – OPZZ, Solidarność i FZZ – od lat walczą o to, by było to dokładnie 50 proc. Problem w tym, że „przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej” słabo obrazuje realne zarobki większości Polaków, zwłaszcza tych zatrudnionych w mniejszych firmach, poza metropoliami, w gorzej rozwiniętych regionach.

Zróżnicowanie płac w skali kraju i poszczególnych regionów jest ogromne, a czasem wręcz szokujące. Wedle GUS, przeciętne wynagrodzenie w Polsce na koniec 2018 r. dobiło do 5275 zł brutto, czyli 3742 zł na rękę. Jednak magiczną granicę 5 tys. zł brutto przekroczyli mieszkańcy tylko pięciu województw: mazowieckiego (6087 zł), śląskiego (5995), dolnośląskiego (5515), pomorskiego (5245) i małopolskiego (5050). Na przeciwległym biegunie znaleźli się mieszkańcy: Warmii i Mazur (4188 zł), Podkarpacia (4233 zł), Świętokrzyskiego (4260 zł) i Kujawsko-Pomorskiego (4370 zł).

Płacową przepaść widać także między stolicami województw: w Warszawie, Gdańsku i Katowicach zarabia się już średnio ponad 6 tys. zł, w Krakowie i Poznaniu ponad 5,7 tys., a w Kielcach 4,3 tys. zł, w Białymstoku nawet mniej, bo 4,2 tys. zł. Gdyby – zgodnie z postulatem związków zawodowych – płaca minimalna miała wynosić połowę średniej, to w Warszawie byłoby to dziś 3200 zł, w Krakowie - 2850 zł, a w Kielcach – 2150 zł brutto.

Szokujące różnice w Małopolsce

W samej Małopolsce zróżnicowanie zarobków jest też olbrzymie. W krakowskich obwarzanku przeciętne wynagrodzenie jest o 400 złotych brutto niższe niż w stolicy regionu (wynosi 5,3 tys. zł), ale już w nieodległych przecież Proszowicach – aż o 1800 zł niższe (3,9 tys. zł), a w Miechowie – o 2 tys. zł niższe (3,7 tys. zł). W mieście Nowy Sącz średnia wynosi 3,9 tys., a w sąsiednim powiecie ziemskim (czyli głównie na wsi) – 3,7 tys. W Tarnowie jest to 4,2 tys. zł, a okolicznych wioskach – 3,5 tys. zł brutto. Średnie wynagrodzenia wyraźnie poniżej 4 tys. zł GUS odnotował też w powiatach: dąbrowskim, gorlickim, nowotarskim, limanowskim, brzeskim i wadowickim. Na tych terenach nowa płaca minimalna – 2450 zł – stanowić będzie nawet 70 proc. przeciętnego wynagrodzenia!

Oznacza to mocno niesprawiedliwe spłaszczenie płac: podobnie zarabiają wykonawcy prostych czynności nie wymagających żadnych kwalifikacji i wysoko wykwalifikowani fachowcy z dużym stażem. Związkowcy wraz z resortem pracy odpowiadają, że w takim razie trzeba podnieść pensje fachowcom. Organizacje biznesu komentują, że łatwo to powiedzieć komuś, kto nigdy nie prowadził firmy. W rzeczywistości wielu przedsiębiorców na mniej rozwiniętych terenach naprawdę nie stać na skokowe podnoszenie wynagrodzeń, bo ich dochody nie rosną tak szybko. Czy jeśli zamkną biznesy, będzie to korzystne dla polskiej gospodarki?

- Nie sądzę, by podniesienie płacy minimalnej do poziomu 2450 zł stanowiło jakikolwiek problem dla dużych i średnich firm, zwłaszcza w produkcji, w przemyśle, bo one już dziś muszą płacić ludziom więcej, żeby w ogóle mieć pracowników – komentuje Marek Malec, sekretarz Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych i szef Galicyjskiej Izby Gospodarczej w Świątnikach Górnych, gdzie zarejestrowano rekordowo dużo firm na tysiąc mieszkańców.

Podkreśla, że głównym problemem pracodawców jest teraz właśnie znalezienie odpowiednich, a czasem wręcz jakichkolwiek kadr. Przyznaje jednak, że na terenach mniej rozwiniętych, zwłaszcza w mikrofirmach, może być problem – bo już dziś dość powszechne jest tam płacenie „pod stołem”, czyli dzielenie pensji na oficjalną i nieoficjalną (czyli wypłacaną na czarno, bez podatku i ZUS).

Ostatnie dane GUS wskazują na wysokie, bo ponad 8,5-procentowe, bezrobocie na południu i wschodzie Małopolski (średnia regionalna to 4,2 a krakowska 2,2 proc.). Najwyższe jest – tradycyjnie – w powiecie tatrzańskim, w którym słupy, witryny i tablice wyklejone są ogłoszeniami o pracę. Jan Gąsienica-Walczak, wieloletni szef tamtejszego pośredniaka, a obecnie dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie, przyznaje, że te statystyki to w znacznej mierze fikcja, bo wielu, jeśli nie większość zarejestrowanych w PUP pracuje w szarej strefie. Zdaniem lokalnych kręgów biznesu, kolejne podniesienie płacy minimalnej nie sprawi, że ta strefa się zmniejszy. Szybciej – powiększy…

Taka sama minimalna dla informatyka i kelnera?

Problem dotyczy także branż, w których zarobki są tradycyjnie niskie: o ile średnia płaca w sektorze informatycznym przebiła 10 tys. zł i pensja minimalna jest tam jakąś abstrakcją, o tyle w turystyce, handlu i gastronomii średnie wynagrodzenie dopiero niedawno przekroczyło 3 tys. zł; więc w małych sklepach, pensjonatach, barach nie zarabia się przesadnie więcej, niż wynosi obecne ustawowe minimum, a często wręcz mniej.

Witold Michałek podkreśla, że mikrofirmy nie są w stanie skokowo zwiększać swej produktywności, a więc w wyniku kolejnych podwyżek płacy minimalnej – takiej samej dla wszystkich – będą tracić konkurencyjność, a w konsekwencji rentowność - i upadać. Uderzy to w ich pracowników, czyli w sumie kilka milionów Polaków. Paradoksalnie – chodzi tu o rodzimy kapitał i pracowników z Polski powiatowej, czyli trzon elektoratu PiS…

Wojciech Grzeszek, szef małopolskiej „Solidarności” i zarazem radny PiS w Sejmiku, jest jednak przeciwny różnicowaniu płacy minimalnej. – Naszym celem jest zrównoważony rozwój, a takie różnicowanie doprowadziłoby do narastania nierówności. Mielibyśmy, jak w wielu krajach, dobrze żyjące metropolie i ledwie wegetującą resztę. Powinniśmy iść w kierunku odwrotnym i taka sama płaca minimalna dla wszystkich temu sprzyja – przekonuje przewodniczący Grzeszek.

WIDEO: Barometr Bartusia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska