Z konsekwencjami prawnymi musi się liczyć mama dwójki maluchów, która zostawiła jedną ze swoich pociech w zamkniętym samochodzie, a sama poszła z drugim dzieckiem szukać toalety. Cała sprawa rozegrała się w czwartek przed południem. Kobieta zostawiła samochód na zamkniętym odcinku ulicy Kołłątaja, blokując przy okazji wyjazd z placu budowy.
Przechodniów zaniepokoiło to, że maluch w środku głośno płakał, był wyraźnie przestraszony. Ponieważ nigdzie nie było widać nikogo z opiekunów, któraś z przypadkowych osób zgromadzonych przy aucie, bez zbędnego zastanowienia się zadzwoniła na policję. Ta pojawiła się na miejscu błyskawicznie.
- Szczęście, że auto stało w cieniu, miało - niewiele bo niewiele - ale uchylone okna. Gdyby operowało słońce, nikt z nas by się nie zastanawiał, tylko wybił szybę - opowiadał nam zdenerwowany przechodzień.
Maluchowi nic się nie stało. Skończyło się na strachu. Mogło być jednak znacznie gorzej. Dla zobrazowania - w takim zamkniętym, wystawionym na słońce samochodzie może być nawet plus 60 stopni Celsjusza. Chwała tym, którzy zareagowali. Nawet, jeśli było to tylko dmuchanie na zimne.