Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plan wziął w łeb, bandziory do paki

Redakcja
Dziesięcioosobowa szajka zwyrodniałych bandytów zaplanowała wielki skok. W tym celu zmówili się na specjalne spotkanie w podtarnowskich Ciężkowicach i tam, pałając zgodnie chęcią mordu dla pieniędzy, ustalili wszystko z dokładnością szwajcarskiego zegarka.

Siedmiu z nich przybyło z Nowego Sącza i to właśnie oni podglądnęli zwyczaje popularnego tam księdza Kowalika. Ów duszpasterz słynął z anielskiej wręcz dobroci i pracowitości. Nie odmawiał nigdy posługi nawet najbiedniejszemu i o każdej porze nocy. Bandyci zauważyli, że co roku do księdza Kowalika przyjeżdżają w styczniu okoliczni proboszczowie na całonocne rozmowy. Tak się działo, bowiem proboszcz ten był z ramienia tarnowskiej kurii przełożonym na okoliczne parafie.

Plan był prosty. Jeden z bandytów wszedł chyłkiem na plebanię i skrył się pod proboszczowskim tapczanem, gdzie miał oczekiwać spokojnie, aż przybyłych księży zmorzy sen, a potem wyjdzie z ukrycia i otworzy reszcie szajki drzwi. Proboszczowie jakoś nie kwapili się jednak udać na spoczynek i raczyli się bardzo długo skromną kolacją, co spowodowało, że czyhający obok nich bandyta zwyczajnie zasnął. Ksiądz Kowalik od wielu dni zauważał dziwny ruch wokół swojej plebanii, a nawet jednego razu znalazł pod swoim oknem zakrwawioną siekierę, co było też częścią planu szajki. W ten sposób chcieli zastraszyć Kowalika i wprawić go w panikę.

Po pewnym czasie śpiący bandyta został obudzony przez wędrującą po jego policzku pluskwę i nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, zabił ją mocnym klaśnięciem. To spowodowało, że siedzący za stołem księża wpadli w poważne podejrzenia. Jeden z nich zachował jednak zimną krew i niby niechcący upuścił na podłogę chusteczkę, by schylając się, zerknąć pod tapczan. To, co zobaczył, postawiło mu resztki włosów na głowie, ale dał sygnał kolegom, by ci udawali, że nic nie wiedzą. Gestykulując przekazał wszystkim co się święci i nakazał zupełną obojętność, po czym wyszedł i obudził śpiącego na pięterku kościelnego. Po gruntownej naradzie ustalili, że sługa kościelny ukradkiem wyjdzie z plebanii i czym prędzej zawiadomi kogo trzeba, a ksiądz powróci do pokoju.

Po około godzinie pod plebanią rozległy się strzały karabinowe i pokazali się policjanci w asyście przebudzonych alarmem parafian. Ludzie nadbiegli uzbrojeni w widły i inne narzędzia gospodarskie, a następnie otoczyli ścisłym kordonem plebanię. W krótkim czasie wszyscy bandyci zostali ujęci i natychmiast, w obawie przed linczem, wywiezieni do Nowego Sącza.

Jak się okazało, byli to poszukiwani od wielu miesięcy groźni bandyci z Nowego Sącza, Tarnowa i Lwowa. Do zbadania sprawy przyjechało kilku speców policyjnych z Krakowa i Tarnowa. Przesłuchania trwały kilka dni i przyniosły zaskakujące rezultaty. Szajka specjalizowała się w napadach na samotne osoby, często na plebanie. Śledztwo przeniosło się razem z bandziorami do Lwowa i trwało ponad dwa lata.

Po procesie, w którym żaden adwokat nie chciał podjąć się obrony, dziesięciu zbrodniarzy skazano na wyroki z dożywociem włącznie. Ksiądz Kowalik zmarł po kilku dniach od napadu na udar serca.

(za "Pogoń" - zbiory MBP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska