- Satysfakcja? Nie wiem, czy można mówić o jakiejkolwiek satysfakcji po dziesięciu latach walki. Zniesławić człowieka jest bardzo łatwo, przywrócić jego dobre imię niemal niemożliwe - komentuje Wiktor Sowa.
Były wojewoda nowosądecki (w latach 1993-1996) oraz radny Nowego Targu dwóch kadencji (od 1998), doczekał się przeprosin od Instytutu Pamięci Narodowej za to, że IPN opublikował nieprawdziwą informację o jego współpracy ze służbami PRL.
Bardzo wielka krzywda
„Przepraszamy Pana Wiktora Sowę, byłego Wojewodę Nowosądeckiego, za przyczynienie się do rozpowszechnienia fałszywych oskarżeń wskutek podania w nocie identyfikacyjnej 302/05 zapisu niezgodnego z rzeczywistym stanem, iż miał być on tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Wyrażamy ubolewanie z powodu wyrządzenia panu Wiktorowi Sowie bardzo wielkiej krzywdy” - czytamy w oświadczeniu IPN zamieszczonym w serwisie informacyjnym Regionu Małopolska NSZZ „Solidarność”.
W 2006 roku „Dziennik Polski” podał, w oparciu o materiały z IPN-u, informację o rzekomej współpracy Wiktora Sowy z SB.
- Sąd lustracyjny uznał, że to nieprawda, ale to nie wystarczyło, żeby oczyścić mnie z zarzutów. Dla ludzi pozostawałem współpracownikiem - mówi były wojewoda.
Tekst o jego „agenturze” ukazał się również na stronie internetowej miasta Nowego Targu. Mimo wielokrotnych interwencji Wiktor Sowa dopiero po sześciu latach doczekał się jego usunięcia, wygrywając proces z gminą. Miasto próbowało się odwoływać, ale ostatecznie, po zmianie burmistrza, wycofało się z apelacji. Usunięto artykuł ze strony i zamieszczono przeprosiny.
W lutym 2015 r. były wojewoda nowosądecki wygrał kolejny proces. Tym razem Sąd Okręgowy w Krakowie nakazał IPN przeprosić Wiktora Sowę. Ale IPN się odwołał. Sąd Apelacyjny w Krakowie w listopadzie 2015 r. podtrzymał decyzję. A Sąd Najwyższy już nie uznał kasacji IPN.
W końcu, po półtora roku od wyroku Sądu Okręgowego, Sowa może czuć się w pełni oczyszczony z zarzutów. Jednak publiczne pomówienia o współpracę z SB nie pozostały bez wpływu na prywatne życie Wiktora Sowy.
- Doświadczyłem publicznego ostracyzmu - mówi były radny.
Opowiada, że w Nowym Targu, gdzie mieszkał, był wytykany palcami. Ludzie, przechodząc obok niego, rzucali słowa nie do cytowania w gazecie.
- Po artykule dotychczasowi znajomi przestali mi się kłaniać. Przechodzili na drugą stronę ulicy, by nie podać mi ręki. To dotknęło całą moją rodzinę - opowiada.
Nie mogąc znieść takiego stanu rzeczy, zdecydował o przeprowadzce do Krakowa.