Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co Bartek Topa z Nowego Targu poszedł do "drogówki"

Marta Paluch
Bartłomiej Topa - góral z Nowego Targu dziś mieszka w Warszawie, ale chętnie wraca do  rodzinnego domu
Bartłomiej Topa - góral z Nowego Targu dziś mieszka w Warszawie, ale chętnie wraca do rodzinnego domu Anna Kaczmarz
Co robił na scenie w rajtuzach swojej siostry, jak w Nowym Targu wyrobił sobie moralny kręgosłup oraz o głównej roli we wchodzącym na ekrany filmie "Drogówka" - Bartłomiej Topa opowiada Marcie Paluch.

Chciałeś jako dziecko zagrać w westernie?
Pamiętasz stary NRD-owski film "Winnetou"? Każdy wtedy chciał być kowbojem i gonić Indian. Mieliśmy pistolety z gałęzi. Ale wymienialiśmy się i czasem byłem Indianinem. Miałem świetny pióropusz do połowy pleców, latałem w nim przed blokiem.

Pytam, bo grany przez Ciebie policjant Król w filmie "Drogówka" to taki kowboj - walczy sam ze złem, nie wie, komu może ufać, ciągle go ścigają...
Szczerze mówiąc, nie myślałem o nim w ten sposób. Ale w pewnym sensie to stróż prawa.

Ciekawie jest zanurzyć się w mrocznym świecie Smarzowskiego? Odpocząć trochę od postaci komediowych, np. Zenka ze Złotopolskich?
Zawód, który uprawiam, polega na tym, żeby podejmować różne role. Akurat rola policjanta Króla jest mocniejszą propozycją - również jeśli chodzi o możliwości przekazania szerszej gamy emocji. Ale każda rola, którą biorę, jest wyzwaniem, każda jest dla mnie wartościowa.

Bohaterowie "Drogówki" biorą łapówki, piją na służbie, bawią się z prostytutkami. Przerysowujecie?
To nie jest film dokumentalny, tylko fabuła. Z drugiej strony, Wojtek Smarzowski był dobrze przygotowany do tego filmu. 10 - 15 lat temu brał udział w projekcie, dzięki któremu obserwował pracę policjantów i z tamtych doświadczeń też czerpał inspirację. My, aktorzy, też rozmawialiśmy z policjantami, przygotowywaliśmy się do roli. Trzeba jednak pamiętać, że nasz film to wycinek rzeczywistości. Może uderzać, ale po to, by wzbudzić jakieś refleksje. Zresztą, mógłby się dziać w każdym innym środowisku - prokuratorów, lekarzy czy nauczycieli. Żadne z nich nie jest krystaliczne.

Kim jest dla Ciebie Smarzowski - kolegą, mistrzem?
Współpracujemy od kilkunastu lat i dobrze nam to wychodzi, co oczywiście nie znaczy, że zamykam się na inne propozycje. Przyjemnie jest pracować z kimś, kto poważnie traktuje swoją robotę. On bardzo precyzyjnie konstruuje swoje postaci, co bardzo ułatwia zadanie aktorowi. Spotykamy się też czasem poza pracą. Rozmawiamy o tym, co nas dotyka, co nam smakuje, jak się rozwijają nasze dzieci...

Ze Smarzowskim pracowałeś ostatnio przy trzech filmach. A pamiętasz swoją pierwszą rolę, zupełnie pierwszą?
To było w przedszkolu w Nowym Targu. Grałem królewicza w "Królewnie Śnieżce", ubrany w rajtuzy mojej starszej siostry i buciki od komunii. Ale królewna uciekła ze sceny, ja się rozpłakałem, a wszyscy się ze mnie śmiali. Wyobrażasz sobie, jaka trauma? Wszyscy się patrzą, a ty siedzisz jak ta, za przeproszeniem, pipa.

Ciężko Ci było zagrać po raz kolejny?
Potem dopiero była szkoła aktorska w Łodzi. Jak widzisz, minęło sporo czasu, zanim się otrząsnąłem (śmiech).

A teatr parafialny u Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Targu?
To był wtedy jedyny punkt w mieście integrujący dzieciaki, którym nie wystarczał szary świat komuny lat 80. Spotykaliśmy się na grupach oazowych, w Klubie Inteligencji Katolickiej w tej parafii. Miałem kilkanaście lat, byłem dzieciakiem z podstawówki. Ale teatr to nie był. Trochę śpiewaliśmy, pisałem jakieś teksty.

Jakie?
Na przykła rozważania dotyczące drogi krzyżowej. Sporo wtedy szukałem, próbowałem coś zrozumieć. Część moich wybryków była akceptowana przez innych i czytali te teksty publicznie.

Potem poszedłeś do technikum weterynaryjnego w Nowym Targu. Dlaczego?
Trochę z przekory, chciałem poznać życie z innej strony. Miałem tam świetnych kumpli - to była męska klasa. No i fantastycznego wychowawcę Wojtka Kudasika. Wiele nas nauczył o życiu. Do teraz spotykamy się z nim i wspominamy stare czasy.


Pierwszego papierosa wypaliłeś w tej szkole?

Nie, wcześniej. U mojej babci - miałem siedem lat, to były liście brzozy w papierze toaletowym. Zwymiotowałem i to był pierwszy i ostatni papieros w moim życiu. Teraz w filmach palę papierosy bez nikotyny, mogę się nimi normalnie zaciągać.


A pierwsze tanie wino?

Jabole piliśmy w wecie, czyli w szkole.

Zwierzętom to nie przeszkadzało?
Nie, bo piło się wieczorem, a rano ogarnialiśmy się i normalnie szliśmy na zajęcia... Sympatia do zwierząt pozostała do dziś. Teraz mam suczkę Ściemę. Czteromiesięczna, znaleziona na śniegu pod betonową płytą razem z dwanaściorgiem braci i sióstr.


Znajda?

Tak. Chociaż za naszych czasów nie było takich psów w Nowym Targu. Wszystkie łapaliśmy na sekcję... Żartuję! (śmiech)


Czego się tam nauczyłeś?

To był proces. Myślę, że tam nauczyłem się zwracać uwagę na to, co jest ważne, zadawać pytania. A przyjaciół z tamtego okresu mam do tej pory - byli zresztą na krakowskiej premierze "Drogówki". Kiedy mogę, spotykam się z nimi w Nowym Targu. To właśnie w tej szkole zacząłem trochę śpiewać, grać na gitarze, tańczyłem także w zespole ludowym. Kiedy wybuchł reaktor atomowy w Czernobylu, byliśmy właśnie na występach w Nowym Sączu. Piliśmy płyn Lugola, który miał nas uchronić przed napromieniowaniem... W tym zespole miałem swoje pierwsze występy przed większą publicznością, jakoś się oswajałem ze sceną. Na trzecim roku podjąłem decyzję, żeby zdawać do szkoły aktorskiej. Zresztą, zakochałem się w dziewczynie, która też zdawała, więc motywacja była podwójna.


To ta sama, dla której robiłeś obrączki z igieł weterynaryjnych?

Ta sama.

Nosiła to?
Oczywiście. Pokłuć się nie mogła, bo igły były zwinięte i wsadzone jedna w drugą.

Chciałeś się wyrwać ze swojego miasta do szkoły aktorskiej?
Pewnie, że tak. Co prawda niczego mi tam nie brakowało, ale chciałem poznać świat, podróżować.

Pamiętasz pierwszy film, który zobaczyłeś w kinie "Tatry"?
Pamiętam. To był "Czas Apokalipsy", widziałem go jesienią 1981 roku. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Często chodziłem na filmy Dyskusyjnego Klubu Filmowego, pojawiły się jakieś tęsknoty. Ale nie było tak, że miałem jako 18-latek sprecyzowane życiowe marzenia o aktorstwie. Skąd miałem to wiedzieć? Może stąd ten mój ciąg do spotkań, ludzi.

No i pojechałeś do Łodzi na studia. Jak było?
Dostałem się łatwo, potem jednak ciężko mi było się odnaleźć. Ale Janek Machulski czule się nami zaopiekował i było coraz lepiej. Nie dawał nam poczucia: macie ochronę przez cztery lata, a potem róbcie, co chcecie. On stawiał przed nami wyzwania. Np. nie przygotowywaliśmy pojedynczych scen, ale całe sztuki, całe role. To było nowatorskie podejście.

Mama wypychała Cię w tamten świat czy chciała chronić?
Rodzice dawali mi bardzo duże poczucie bezpieczeństwa, ale też wolność. To dlatego jestem tam, gdzie jestem. Dzięki nim mam poczucie, że "kręgosłup" mam silny.

Dziś, oprócz grania, współpracujesz z fundacją Synapsis, wspomagającą osoby z autyzmem. Skąd ten pomysł?
Dostałem propozycję bycia ich ambasadorem i zgodziłem się. To się wiąże z moją potrzebą poznawania możliwości ludzkich. Ludzie dotknięci autyzmem mają wielkie możliwości, które ludzkość będzie niedługo wykorzystywać. To jednak tylko mały procent. Reszta potrzebuje wsparcia i pomocy drugiego człowieka. Bardzo niewielu może funkcjonować samodzielnie.

Jak się czułeś w metrze, gdzie na potrzeby akcji informacyjnej udawałeś chorego na autyzm?
Czułem się bardzo niekomfortowo, choć to było dla mnie przecież aktorskie zadanie, a dla nich to jest codzienne, zwyczajne życie. Zrozumiałem, że ta samotność, która była wtedy moim udziałem, w ich życiu jest dominująca.


Ludzie udawali, że Cię nie widzą, inni filmowali Cię komórkami.

Tak. Nikt nie pomógł. Ludzie się odsuwali, komentowali. Mówili: popatrz, ten Topa szaleje, napił się czegoś, naćpał.

Smutne.
Nie, myślę że to jest absolutnie normalne. Jeśli nie masz świadomości, to się tego boisz i próbujesz sobie jakoś z tym radzić. Jedni się odsuwają i mówią: mógłby się pan zamknąć albo wyjść, a ci, którzy rozumieją, potrafiliby pomóc. Niestety, jest ich mało. Ta akcja była właśnie po to, żeby podnieść tę świadomość.

Bartłomiej Topa
Urodził się w 1967 roku w Nowym Targu. Tam skończył technikum weterynaryjne. W 1991 roku uzyskał dyplom PWST w Łodzi. Popularność zyskał dzięki rolom w filmach Smarzowskiego - "Wesele", "Dom zły" i "Drogówka". Grał też w serialach - m.in. Zenka Pereszczako w "Złotopolskich" i niedźwiedzia w "Szpilkach na Giewoncie". Współzałożyciel firmy producenckiej "Film It".

Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Chcesz wiedzieć, co możesz obejrzeć w telewizji? Sprawdźaktualny program tv!

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska