Nasz wczorajszy tekst o zdezelowanych ambulansach, które wożą chorych wywołał burzę w małopolskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia i wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej. Obydwie instytucje mają w najbliższym czasie wspólnie skontrolować wszystkie firmy, które zapewniają transport sanitarny w szpitalach i przychodniach.
O fatalnym stanie karetek pisaliśmy
TUTAJ
Zostanie także skontrolowany stan techniczny, czystość i wyposażenie samochodów. Jolanta Pulchna, rzecznik NFZ w Krakowie, podkreśla, że wszelkie nieprawidłowości (również te wymienione w artykule) - zostaną przeanalizowane i będą podstawą do wyciągnięcia konsekwencji za zaniedbania, które działają na niekorzyść pacjenta.
Zawrzało także w placówkach medycznych. Dyrektorzy krakowskich szpitali i przychodni zobowiązali się uważniej przyjrzeć firmom, którym zlecają usługi przewozu chorych.
W rozmowie z reporterami "GK" zdradzili, że zdają sobie sprawę z problemu. Stanisław Stępniewski, dyrektor dziecięcego szpitala im. św. Ludwika, powiedział, że sporo słyszał o tym, że na rynku działają przedsiębiorstwa, które wysyłają po pacjentów zniszczone polonezy, niespełniające żadnych norm. - Właśnie jesteśmy w trakcie przetargu na transport sanitarny.
Na starcie stawiamy bardzo wysokie wymagania, by nie trafić właśnie na takie przedsiębiorstwa - zaznacza dyrektor Stępniewski.
Przypomnijmy. W zeszłym tygodniu sprawdziliśmy, w jakich samochodach są wożeni pacjenci z jednego szpitala do drugiego, albo na dializy. Okazało się, że są to stare, brudne i zdezelowane auta. Niektóre pojazdy wciąż jeżdżą na zimowych oponach, mają oberwane zderzaki.
O fatalnym stanie karetek pisaliśmy
TUTAJ
W środku brud, kurz, brakuje podstawowych materiałów do opatrywania ran i dezynfekcji, defibrylatorów, ciśnieniomierzy oraz zbiorników z tlenem. O wymaganej przez NFZ klimatyzacji, wentylacji, specjalnym oświetleniu i systemie zamocowań w karetkach można jedynie pomarzyć.
Wszystko wskazuje na to, że karetki sanitarne są poza kontrolą. Potwierdził to jeden z szefów firmy transportowej (chciał zachować anonimowość). Zdradził, że w ciągu ośmiu lat żadna instytucja nie skontrolowała ani stanu technicznego, ani jakości wyposażenia jego samochodów.
Cieszymy się, że w końcu zmotywowaliśmy urzędników i szefów placówek medycznych do sprawdzenia jakości usług transportu sanitarnego. Dlaczego jednak nikt nie zrobił tego wcześniej? Szpitale, sanepid i Fundusz nie czują się odpowiedzialne za brak nadzoru nad stanem karetek transportowych. I jedni na drugich zrzucają odpowiedzialność za kontrolę.
Sanepid twierdzi, że odpowiada tylko za czystość, a nie stan techniczny ambulansów. NFZ z kolei przekonuje, że to lecznice podpisują umowy z firmami, a więc to na nich ciąży obowiązek sprawdzenia taboru. - Dyrektorzy placówek są odpowiedzialni za to, w jaki sposób ten transport jest realizowany i powinni kontrolować jakość usług udzielanych pacjentowi - nie oczekując, że NFZ uczyni to za nich - nie kryje oburzenia rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia.
O fatalnym stanie karetek pisaliśmy
TUTAJ
Szefowie i właściciele niepublicznych zakładów opieki jedynie rozkładają ręce. - Nie mamy żadnych uprawnień do skontrolowania każdego auta - wyjaśnia Agnieszka Marzęcka, wicedyrektorka Szpitala im. G. Narutowicza. - Niemniej jednak przyjrzymy się firmie, która ma podpisaną z nami umowę - dodaje.
Wtóruje jej Tomasz Walasek, szef przychodni NZOZ "Kraków Południe". Jego zdaniem sprawdzenie karetek nie jest jego rolą.
- Korzystam z usług firm, które NFZ i Ministerstwo Zdrowia dopuściło na rynek. Potwierdza to stosowna dokumentacja. A wszystkie ich usterki i niedociągnięcia powinny kontrolować jednostki powołane w tym celu. Mają stosowne uprawnienia, i odpowiednie narzędzia. Dlaczego tego nie robią? - pyta Walasek.