W sobotę wcześnie rano, przed godziną 6, na ul. Mickiewicza w Katowicach, w rejonie przystanków autobusowych, rozegrał się dramat. Doszło do awantury między kilkoma osobami, których bójka toczyła się na jezdni. W grupę wjechał autobus, a pod jego koła trafiła dziewczyna, która prawdopodobnie próbowała rozdzielić bijące się osoby. Autobus nie zatrzymał się, choć osoby, które widziały, co się stało, biegły za nim. Ciało kobiety wypadło spod kół dopiero kilkadziesiąt metrów dalej.
Kobieta, która zginęła w tragicznych okolicznościach, to 19-letnia Barbara Sz. Mieszkała w Świętochłowicach, w dzielnicy Lipiny, razem z narzeczonym i dziećmi: dwuletnią Elizą i kilkumiesięcznym Igorem.
Nie zrobiła nic złego, na pewno na taki los nie zasłużyła. Młoda matka, dzieci udane, ona grzeczna, mogła sobie życie ułożyć. Co ten kierowca miał w głowie? - mówi w Onecie jeden z mężczyzn napotkanych w dzielnicy Basi.
Kierowca autobusu został zatrzymany dopiero w zajezdni na przeciwległym końcu ul. Mickiewicza. Jak tłumaczył, szukał tam schronienia, bo bał się tłumu i przed nim uciekał. Nie wiedział, że kogoś potrącił.
31-letni Łukasz T. był trzeźwy. Badania toksykologiczne wykazały w jego krwi obecność leków przeciwbólowych i przeciwdepresyjnych. W toku postępowania będzie wyjaśniane, czy leki mogły mieć wpływ na jego zachowanie.
Kierowca został tymczasowo aresztowany. Usłyszał zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa dwóch kolejnych osób – podaje Onet. Grozi mu dożywotnie więzienie. Częściowo przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale tłumaczył, że obawiał się o własne życie i zdrowie.
Łukasz T. w PKM Katowice pracował od lat. Za kierownicą autobusu ma dziesięcioletnie doświadczenie. Jego koledzy twierdzą, że to pasjonat.
To był kierowca, na którego nawet ani jednej skargi nie było od pasażerów. Bardzo spokojny, bezkonfliktowy człowiek. Psychotesty przeszedł bez żadnego problemu – mówił w Radiu Zet Paweł Cyganek, członek zarządu PKM Katowice.
Źródło: Onet
