- Ostatnio mamy coraz więcej przypadków oszustw - mówi podinsp. Kazimierz Pietruch, rzecznik
zakopiańskiej policji. - Najczęściej chodzi o kwotę od dwóch do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa zgłasza do nas bank. Wówczas organizujemy zasadzkę. Scenariusz przestępstwa jest prosty. Do placówki banku zgłasza się osoba, która chce zdobyć kredyt. Okazuje ona fałszywe zaświadczenie od pracodawcy. Najczęściej widnieje na nim numer do innego oszusta, który potwierdza zarobki, jakie podane są w zaświadczeniu. Sprawa wychodzi na jaw, gdy ktoś w centrali banku dostrzega szwindel.
Ostatnio w ten właśnie sposób działała 19-letnia mieszkanka Zakopanego. Swojemu byłemu pracodawcy ukradła pieczątkę i właśnie nią podbijała fałszywe zaświadczenia. Zanim została złapana, wystąpiła o kredyt aż w czterech tatrzańskich bankach. Według danych z prokuratury, w 2010 roku w zakopiańskim sądzie toczyły się 32 postępowania o wyłudzenie kredytu. Od początku tego roku rozpoczęło się pięć kolejnych, a w kolejce czekają następne. Co ciekawe, policja twierdzi, że większość złapanych osób podczas przesłuchania stwierdza, że byli jedynie figurantami. - Dostali fałszywe zaświadczenie i mieli wziąć kredyt. Pieniądze później przekazywali komuś innemu. Sami dostawali kilkaset złotych "nagrody". Raty miał płacić zleceniodawca. Można więc przypuszczać, że działa tu szajka - mówi policja.
"Zleceniodawca" wyłudzenia kredytu znikną z pieniędzmi, a figurant przez wiele lat musi spłacać ogromne sumy. Tak naprawdę nie wiadomo, jaka jest skala tego procederu. Czasem bowiem bank nie zgłasza wyłudzenia z powodów prestiżowych. - Razem z policją pracujemy nad sprawą - mówi prokurator rejonowy Zbigniew Lis. - Potwierdzam, że wyłudzeń jest coraz więcej, ale na razie powstrzymałbym się od stwierdzeń, że mamy do czynienia z grupą przestępczą. Zobaczymy, jak się sprawa będzie rozwijać.
Polecamy w serwisie Kryminalnamalopolska.pl: Grali w karty. W ruch poszedł scyzoryk