Nie ma mocnych na dziką jazdę busów pasażerskich na Podhalu. Te, o czym już wiele razy pisaliśmy, jeżdżą, jak im się podoba, pasażerowie sterczą na przystankach w oczekiwaniu na kurs, który nigdy nie nadjedzie. A mimo to nie można takim przewoźnikom odebrać koncesji na przewozy.
Listopad - busów brak
Kłopot z kursami pojawia się szczególnie, gdy kończy się sezon turystyczny. Problem wraca jak bumerang - każdego niemal roku. Gdy turystów nie ma, nie ma też busów. Choć te oficjalnie figurują w rozkładach jazdy - zarówno tych zgłoszonych do starostwa tatrzańskiego (które wydaje koncesje), jak i tych wywieszanych na przystankach.
Informacje o problemach z przewoźnikami pojawiają się na naszych łamach regularnie od kilku lat. Mimo to urzędnicy nie są w stanie z tym nic zrobić.
Chcą odbierać koncesje
Pozwolenia na przewóz osób i koncesje na konkretne linie wydają urzędy. Jeśli jest to linia na terenie jednej gminy - robi to urząd miasta lub gminy. Jeśli jest to linia międzygminna - koncesji udziela z kolei starostwo. Pod Giewontem większość linii kursuje między miejscowościami różnych gmin, stąd głównym organem, który odpowiada za ten transport, jest starostwo tatrzańskie w Zakopanem.
- Przewoźnik, żeby uzyskać taką koncesję, musi m.in. złożyć u nas rozkład jazdy. Może go ustalić dowolnie jak chce. Jeśli zaznaczy, że nie będzie kursował poza sezonem, nie ma problemu. Może nie kursować. Problem jednak jest z tymi, którzy zaznaczyli, że będą jeździć np. cały rok, a tego nie robią - mówi Maria Kuruc z wydziału komunikacji w starostwie.
Urzędnicy mają problem z co najmniej dwoma przewoźnikami, którzy nie respektują rozkładów jazdy. Upominania nie poskutkowały, więc spróbowali odebrać im koncesje.
- Zrobiliśmy kontrolę. Byliśmy na przystanku, miał być kurs, ale bus nie podjechał. Zrobiliśmy protokół z kontroli. Jednak na naszą decyzję o odebraniu koncesji przewoźnik odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. I ten organ uznał, że nie dopełniliśmy formalności, żeby odebrać koncesję - mówi urzędniczka.
Według SKO protokół nie został podpisany przez kontrolowanego przez urzędników przewoźnika. - Jak miał być podpisany, jak nie przyjechał na przystanek? - pyta Maria Kuruc.
Spróbowali więc nie protokołu, a notatki. Sytuacja w SKO powtórzyła się. - Teraz zamierzamy sporządzić sprawozdanie z obserwacji. Zobaczymy, czy to coś da. SKO bowiem nie podpowiedziało nam, co powinniśmy zrobić, żeby wypełnić procedurę - dodaje urzędniczka.

A ludzie dalej czekają...
Przewoźnicy nie jeżdżą, bo im się to po prostu nie opłaca. Poza sezonem bowiem jest zdecydowanie mniej pasażerów. I na dodatek kierowcy nie ponoszą z tego tytułu żadnych finansowych kar. Tymczasem zwykli górale się denerwują.
- Najlepiej jechać z samego rana, gdy ludzie jadą do roboty, a dzieci do szkoły. Wtedy najpewniej się trafi na jakiegoś busa. Inaczej to jak wróżenie z fusów: może przyjedzie, a może nie przyjedzie - mówi pani Stanisław, mieszkaniec Bukowiny Tatrzańskiej.
Sytuację poprawi stworzenie publicznej komunikacji autobusowej, jaką powiat tatrzański wraz z gminami chce uruchomić w przyszłym roku.
WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto