https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podkarpackie ciasteczka i sieroty pana Andrzeja

Liliana Sonik
FOT PAWEL DUBIEL / POLSKA PRESS
Ogromne krążowniki też są potrzebne: zatrudniają setki pracowników, skupiają uwagę mediów więc mają wpływ na rzeczywistość, dysponują sporymi pieniędzmi od filantropów, rządów, samorządów i biznesu.

Chodzi mi oczywiście o organizacje pozarządowe, w skrócie nazywane ONG lub NGO, od angielskiego sformułowania „non-governmental organization”. Często wyręczają państwo w zadaniach, które w zasadzie powinny być realizowane przez struktury państwa, ale z jakichś przyczyn państwo okazuje się w tym konkretnym obszarze niewydolne. Albo opieszałe. Albo po prostu niezainteresowane.

Oczywiście małe stowarzyszenia, czy mini-fundacje, nie mają ani takich ambicji ani tak rozległych możliwości. Zastanawiam się jednak, czy ‘solą ziemi’ nie są właśnie inicjatywy niewielkie, spontaniczne, pozbawione medialnej uwagi i potężnego wsparcia instytucjonalnego. A jest takich mnóstwo. Działają punktowo zazwyczaj w niewielkiej skali, na określonym terenie, siłą zaangażowania i tytanicznej roboty kilku osób. Ich źródłem i motorem są osobiste pasje i osobiste doświadczenia.

Przejeżdżaliśmy przez Sędziszów Małopolski. Wbrew temu, co sugeruje nazwa, miasteczko leży w województwie podkarpackim; zresztą w tamtej okolicy jest wiele miejscowości ze słowem ‘małopolski’ w nazwie. Przy sędziszowskim rynku znaleźliśmy kawiarenkę. Niewielką, czyściutką, przyjemnie urządzoną. I pełną ludzi. Zimowa herbata bez fabrycznych syropów okazała się mistrzowska.

Zaczęłam zerkać na gości: rodzina z dziećmi, pan który zamówił ciepłe danie… Nie byli to turyści, tylko mieszkańcy. A do lady podchodzili ludzie w różnym wieku, o różnym statusie i odbierali zamówione paczki i paczuszki z ciasteczkami. Okazało się, że cieszące się niezwykłym powodzeniem Podkarpackie Ciasteczka są dziełem Fundacji Miłosierdzie im. Jerzego Lewickiego.

O co w tym chodzi i kim jest patron Fundacji? – zapytałam panią, która podawała nam herbatę. Nie mogłam lepiej trafić, bo pytanie skierowałam do założycielki kawiarenki oraz Fundacji. Ciasteczka pomyślane zostały jako ‘najlepsze’: z miejscowych surowców, bez chemii i dodatków smakowych - jednym słowem prawdziwie tradycyjne. Kiedyś w analogicznej kawiarence w Ropczycach codziennym gościem był samotnik, mocno starszy pan, sąsiad pani Barbary Siorek. Któregoś dnia nie przyszedł. Zaniemógł, wkrótce będzie potrzebował stałej opieki. Okazał się profesorem Politechniki Rzeszowskiej. Pani Basia mu pomagała i towarzyszyła w umieraniu. Wtedy sobie obiecała, że zrobi wszystko żeby ludzie starzy nie musieli umierać w nędzy i opuszczeniu.

Założyła Fundację Miłosierdzie im. Jerzego Lewickiego, od nazwiska profesora. Jej celem jest zbudowanie domu dla samotnych seniorów. Wydawałoby się, że porywa się z motyką na słońce. Uzbierać na wielki dom ze sprzedaży ciasteczek? Z kawiarenek i kiermaszów, ze składek i zbiórek? Powiem tylko, że już mają świetnie położony teren i porządny projekt architektoniczny. Suną do przodu i najpewniej osiągną, co zamierzyli.

Wczoraj poznałam pana Andrzeja Dulczyka z podkrakowskich Rzeszotar, który od trzech lat organizuje pomoc dla ukraińskich rodzin. Zaraz po wybuchu wojny w 2022 roku pojechał do Krzemieńca autem wypełnionym po dach. Od tamtego czasu regularnie zawozi tam to, czego ludzie najbardziej potrzebują. Stara się gromadzić polskie produkty w najlepszej jakości. „Zawożę im Polskę” - mówi.

Krzemieniec pojawił się na drodze pana Andrzeja najzupełniej przypadkowo. Ale przecież fakt, że w tym mieście urodził się Juliusz Słowacki, działa na wyobraźnię.

Teraz tam ludzie marzną. W mieście dostarczają prąd tylko kilka godzin dziennie. Potrzebował kupić grzejnik konwektorowy dla bursy, gdzie żyją dzieci ewakuowane z Charkowa. W sklepie w Dobczycach właściciel poruszony, że nie domagano się od niego niczego za darmo, z własnej inicjatywy dał – właśnie za darmo - nie jeden, a 11 konwektorów. I jeszcze dołożył pieniądze. Pan Andrzej zawsze kupuje to, co wozi dla Ukraińców. Płaci z pieniędzy własnych i z tego, co zbierze wśród znajomych.

Szczególnie na sercu leży mu los sierot wojennych. Jeszcze niedawno w Krzemieńcu było 16 rodzin, których ojcowie zginęli na froncie; teraz jest ich już ponad 70. I liczba ta stale rośnie.

Nawet nie wiemy ile jest wśród nas ludzi działających bezinteresownie, z oddaniem i bez fajerwerków, dla dobra wspólnego. Dzięki tym ludziom świat jeszcze istnieje.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska