Czas zatrzymał się na dwie godziny w gminie Sękowa, w Męcinie Wielkiej i Małej, gdzie ks. Jan Adamczyk był proboszczem i gospodarzem cerkwi i kaplicy. Nie było chyba domu, z którego choć jedna osoba, nie przyszłaby pożegnać swojego proboszcza, katechetę, przyjaciela, duchowego ojca.
Świątynia na długo przed mszą wypełniła się wiernymi, ale przede wszystkim księżmi, którzy przyjechali pożegnać brata – kapłana. Dla tych, którzy nie zmieścili się do środka, przygotowany został telebim. Każdy, kto tylko mógł, szukał odrobiny cienia, pod drzewami, albo pod przyniesionymi parasolami. Zmęczeni doskwierającym upałem przysiadywali na turystycznych krzesłach, albo trawniku wokół kościoła.
Pogrzeb księdza Jana był taki, o jaki prosił w testamencie. Jego ostatnią wolą było, by spocząć na cmentarzu w Męcinie Wielkiej. Sam wskazał też miejsce, na grób przy dużym drewnianym krzyżu, na wprost wejścia na nekropolię. Jak powiedział ks. Krzysztof Wymazała, kolega z rocznika seminaryjnego śp. ks. Jana, kolejny z punktów testamentu dotyczył jego pogrzebowej homilii. Ta miała być krótka i taka była. Ksiądz Krzysztof mówił o samotności, którą zmarły kapłan ofiarował Panu Bogu w tej małej, wiejskiej parafii, mimo że wielokrotnie miał propozycję zmiany placówki, w której służył Bogu i ludziom. Mówił o skromności księdza Jana, o jego postawie, w której zawsze to, co boskie, było pierwsze, przed jakimikolwiek swoimi zasługami.
O ostatniej woli ks. Jana mówił też dziekan dekanatu gorlickiego ks. Stanisław Ruszel, proboszcz parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gorlicach. Ksiądz Jan prosił, by mieszkańcy dbali o jego duszę. Ci tę prośbę spełnili najlepiej, jak umieli. Nie do odczytania były wszystkie intencje mszalne, które ofiarowali za swojego proboszcza.
Księdza Jana pożegnała Małgorzata Małuch, wójt gminy Sękowa.
- Ksiądz Jan przybył do naszej wspólnoty 33 lata temu, zyskując sobie szacunek i uznanie. Był naszym duchownym ojcem, autorytetem, przyjacielem i powiernikiem - wspominała. - Jego posługa duszpasterska przepełniona była wielkim umiłowaniem Boga i oddaniem dla ludzi oraz troską o wspólnotę parafialną. Był zawsze otwarty, przyjazny i szczery. Potrafił zjednywać sobie ludzi, łączyć to co ludzkie i boskie. By blisko życia i ludzkich spraw, znał każdego po imieniu. Zawsze życzliwy z wewnętrznym ciepłem i poczuciem humoru, zjednywał sobie przyjaciół - mówiła Małgorzata Małuch. - Jego piękny, donośny śpiew rozbrzmiewał nie tylko w kościele, ale też na wielu spotkaniach i uroczystościach. Ksiądz Jan był zawsze tam, gdzie była potrzebna pomoc, wspierał rodziny, odwiedzał chorych i samotnych. Był kapelanem Ochotniczych Staży Pożarnych. Jego serce było zawsze otwarte na potrzeby innych - dodała.
Ks. Jan Adamczyk zmarł 16 czerwca. Podczas odprawiania niedzielnej Eucharystii stracił przytomność. Akcję ratunkową przy ołtarzu do czasu przyjazdu Ochotniczej Staży Pożarnej i karetki rozpoczęli sami parafianie. Niestety, mimo prawie godzinnej walki ratowników, życia kapłana nie udało się uratować. Ks. kan. Jan Adamczyk zmarł w 47. roku życia kapłańskiego w wieku 71 lat.
