- Wisła Kraków rozpoczyna przygotowania do nowego sezonu. Stęskniliście się już za treningami, czy jednak przydałoby się w wakacyjnej atmosferze dokończyć oglądanie meczów Euro 2012?
- Mistrzostwa zdominowały wszystko, ale z drugiej strony każdy z nas pewnie już czuje chęć wybiegnięcia na boisko, zobaczenia się z kolegami, zagrania w meczu. Kto zajmuje się zawodowo piłką nożną, naprawdę to kocha i trudno się obejść bez futbolu przez dłuższy czas. Po tygodniu, półtora chce się już grać.
- Teraz mieliście sporo wolnego.
- Rzeczywiście, to był dłuższy czas na wypoczynek, ponad trzy tygodnie. Można było odpocząć i fajnie ten czas zagospodarować. Ale teraz już pora wrócić do ciężkiej pracy i jak najlepiej przygotować się do nowego sezonu.
- A Pan jak wypoczywał?
- Spędzałem czas z najbliższą rodziną i narzeczoną. Zawsze natomiast unikam odpowiedzi na pytania o szczegóły. Tym razem też tak będzie.
- Nie będę dociekał. Skoro jednak spędzał Pan czas z rodziną, a pochodzi z Warszawy, to zapewne był Pan w stolicy podczas Euro. Udało się oglądnąć na żywo jakiś mecz?
- Faktycznie, większość czasu byłem w Warszawie. Nie miałem okazji być na jakimś meczu, bo niestety nie miałem biletu na żadne ze spotkań. Pierwsze dwa występy Polaków oglądałem w rodzinnym gronie. Mecz z Czechami obserwowałem w strefie kibica. Byłem więc wśród ponad 100 tysięcy kibiców. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Trudno było wszystkich ogarnąć jednym spojrzeniem. Miałem kibicowskie gadżety, razem z innymi starałem się śpiewać i dopingować jak tylko mogłem, ale wielu było lepszych ode mnie. Przyznam, że to nie jest chyba to, czym bym się chciał zająć na dłużej. Wolę jednak obejrzeć mecz w domowym zaciszu i go dokładnie przeanalizować, niż oglądać w takich emocjach.
- W strefie rozpoznawali Pana kibice?
- Warszawa jest dużym miastem, czułem się w niej całkowicie anonimowo. To było bardzo fajne. Nie było takich problemów, że gram w Wiśle, a tu panuje Legia.
- Nie czuł się Pan jednak dziwnie? Przecież już kiedyś grał z białym orłem na piersi, a tym razem zamiast być na boisku zamienił się w kibica.
- Absolutnie o tym nie myślałem. Grali przecież moi koledzy, w Warszawie odbywa się nieprawdopodobna impreza, w którą zaangażowanych jest mnóstwo ludzi. W całym mieście wszyscy żyją tym wydarzeniem, dlaczego więc nie miałbym w tym uczestniczyć? Czułem, że to może być fajne przeżycie, nowe doświadczenie.
- A co sądzi Pan o tym, że zawodnicy tacy jak Pan, trenerzy, nie dostali biletów na mecze reprezentacji?
- Było to smutne i niezręczne, tym bardziej gdy wiemy, kto otrzymał bilety. Nieraz były to osoby, które po raz pierwszy pojawiły się na stadionie i futbolem się nie interesują, albo raz na cztery lata, kiedy odbywa się wielka impreza. A że podczas meczów Polaków na Stadionie Narodowym wypadało się pokazać, to takie osoby korzystały z zaproszeń. Natomiast ludzie zajmujący się piłką na co dzień nie mogli meczów reprezentacji obejrzeć z trybun. Rozdzielenie biletów na pewno więc boli.
- Nie próbował Pan jakoś zdobyć wejściówki?
- Poprzez kontakty, jakie pozostały po moich wyjazdach na zgrupowania reprezentacji, starałem się, ale się nie udało. Teraz już wszyscy wiemy, jaka była sytuacja. Problemy z biletami mieli nawet zawodnicy będący w ścisłej kadrze. Dzięki firmie Adidas miałem możliwość zobaczenia meczu z Czechami we Wrocławiu, ale ze względu na sprawy osobiste nie mogłem wyjechać. Poszedłem do strefy kibica i żałuję tylko, że wynik nie był po naszej myśli.
- Jaka była przyczyna tego, że Polacy nie wyszli z grupy?
- Nie chciałbym się teraz zamieniać w eksperta, który będzie oceniał polską reprezentację, swoich kolegów i trenera. Byłoby to niezręczne, gdyby robił to zawodnik, który był w szerokiej kadrze na Euro. Teraz nie taka jest moja rola. Może za kilka lat to się zmieni.
- Na razie ma zmienić się selekcjoner. Pewnie się Pan ucieszył, skoro Franciszek Smuda nie wziął Pana na mistrzostwa?
- "Ucieszył" to za duże słowo. Nie można zapomnieć, że dzięki Franciszkowi Smudzie zadebiutowałem w reprezentacji. Co prawda, był to mały epizod, w nie do końca ważnym meczu, ale jednak był. Każdy trener ma swój czas, a czas Franciszka Smudy minął. Sam to podkreślił, trzeba uszanować tę decyzję i czekać na nowego szkoleniowca.
- Pan czeka z nadziejami, że jak będzie nowy selekcjoner i zagra reprezentacja, to znów znajdzie się na boisku, a nie w strefie kibica?
- To moje marzenie, aby to swoje miejsce zamienić na zieloną murawę. Myślę jednak, że w dużej mierze zależy to ode mnie, a nie od tego jaki trener będzie prowadził polską reprezentację. Jeśli podniosę swój poziom piłkarski na odpowiedni szczebel, to wtedy kadra powinna być w zasięgu ręki.
- Dużo zależy od Pana, a więc gry w Wiśle, ale do tego potrzebna jest też lepsza postawa całego zespołu. Ostatni sezon był nieudany. Teraz znacznie zmieni się kadra "Białej Gwiazdy". Jakie szanse widzi Pan w kolejnych rozgrywkach?
- Jeśli chodzi o cele, to w Wiśle nie może być o niczym innym mowy jak o walce o mistrzostwo Polski. Nie wyobrażam sobie, aby było inaczej. To prawda, że z kadry ubyło wielu zawodników, ale myślę, że odpowiedni ludzie w klubie staną na wysokości zadania i na każdej pozycji będzie zawodnik albo kilku piłkarzy na takim poziomie, aby Wisła była na najwyższym szczeblu.
- Pierwsi nowi zawodnicy już zostali zakontraktowani.
- Przede wszystkim trzeba wspomnieć Arka Głowackiego. Myślę, że jego powrót jest dużym wydarzeniem i ogromnym wzmocnieniem naszego zespołu. Przybył Michał Miśkiewicz, który w sparingach pokazał się z bardzo dobrej strony.
- Z wypożyczenia do Ruchu Chorzów wraca Łukasz Burliga.
-W meczach, w których dostawał tam szansę, pokazywał, że gra na równym, odpowiednio wysokim poziomie. Jego powrót jest jak najbardziej racjonalny, można było się tego spodziewać, że "Bury" do nas dołączy.
- W Wiśle ma także grać honduraski napastnik Romell Quioto. Dobrze się Wam współpracowało w majowych sparingach?
-To była już forma dość mocno wakacyjna, również z mojej strony. Podejrzewam, że żadnemu z zawodników ze mną się dobrze wtedy nie współpracowało. W takim momencie nikt z nas nie pokazywał pełni możliwości. Na podstawie takich meczów ciężko oceniać zawodnika z pola. Grałem z Quioto w dwóch sparingach, w których zdobył w sumie trzy bramki. Zrobił to, z czego napastnika się rozlicza. Był po długiej podróży, pierwszy raz w takim środowisku. Myślę, że można byłoby go oceniać po dłuższym okresie.
- Bliski podpisania kontraktu z "Białą Gwiazdą" jest też Daniel Sikorski.
- Znam go z występów w lidze. Sprawa jest otwarta, na pewno zwiększy rywalizację w zespole i o to chodzi.
- Zapowiada się, że w drużynie Wisły będzie więcej Polaków. Na to czekaliście?
- Dla mnie nie ma znaczenia, czy są Polacy, czy obcokrajowcy. Ważne, żeby byli dobrzy piłkarze. Mnie nie interesuje, kto jakiej jest narodowości.
- Najważniejsze będzie dla Was to, żeby już nie wracać myślami do nieudanego minionego sezonu?
- Piłka nożna ma to do siebie, że szybko można zapomnieć o nieudanych momentach. W dobrym czasie przyszło Euro i wiele osób zapomniało o lidze, jak to wyglądało. Teraz z otwartymi głowami trzeba przystąpić do nowego sezonu i pokazać, że Wisła nadal jest wielka i walczy o tytuł mistrza Polski.
Rozmawiał Piotr Tymczak
Euro 2012 w Krakowie: zdjęcia, wideo, informacje! [SERWIS SPECJALNY]
Konkurs "Buty w obiektywie!" Zobacz zgłoszone zdjęcia i oddaj głos!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!