Beata Mikołajko
Neurologopeda, absolwentka pedagogiki resocjalizacyjnej na Uniwersytecie Jagiellońskim, wiceprzewodnicząca Rady Nadzorczej Intersport Polska SA
Połączył nas "Nowodworek" i pasja do wody. Artur kocha wodę z pokładu jachtu. Ja wolę pływać i nurkować. Żeglarstwo kocham za ciszę poranków na morzu i wciąż zmieniające się krajobrazy.
Artur zawsze twierdził, że dla niego żeglarstwo to środek do celu. Chciał tą drogą poznawać świat. W zeszłym roku opłynął przylądek Horn, kierując międzynarodową, różnojęzyczną załogą.
To urodzony kapitan. Nie gubi drogi na morzu i wspaniale radzi sobie zarówno ze skomplikowanymi manewrami, jak i z załogą pełną indywidualistów. Nie dopuszcza do konfliktów, o które na małej przestrzeni pokładu nigdy nie jest trudno. Podobnie kieruje pracą w firmie. Ważny jest dla niego każdy pracownik, ale priorytetem jest konsensus. Ta jego cecha pozwalała mu zawsze na właściwe kierowanie małymi i dużymi grupami ludzi. Był drużynowym, komandorem klubu żeglarskiego, dyrektorem międzynarodowego festiwalu piosenki, a teraz jest prezesem ogromnej firmy. Nie boi się podejmowania trudnych decyzji i z refleksją podchodzi do każdej porażki. Generalnie nigdy się nie poddaje. Jest bardzo wymagający, ale wyrozumiały i dlatego ludzie mu ufają. Ja ufam mu bezgranicznie!
Zaręczyliśmy się, kiedy rozpoczęłam studia. Artur był wtedy na czwartym roku Politechniki Krakowskiej. Zamieszkaliśmy razem dzięki wyrozumiałości naszych, postępowych jak na owe czasy, rodziców. Tak było wygodniej i mieliśmy więcej czasu dla siebie nawzajem. Oboje zaczęliśmy w tym czasie pracować. Lubimy wyzwania. Wiele rzeczy robimy razem: żeglujemy, nurkujemy, jeździmy na nartach i na rowerach. Mamy też swoje indywidualne pasje, dzięki czemu nie brakuje nam tematów do rozmów. Artur jest instruktorem narciarstwa i często wyjeżdża w Alpy testując nowe modele nart. Gra w tenisa i piłkę nożną. Doskonali swoje umiejętności żeglarskie i pływa na windsurfingu. On wciąż próbuje okiełznać wiatr.
Ja uwielbiam pływać i biegać o wschodzie słońca, trenuję wschodnie sztuki walki i uczę się kolejnych języków. Po szwedzkim przyszła kolej na japoński. Mam nadzieję, że przyda się, gdy pożeglujemy całą trójką do Japonii. Córka też jest pasjonatką, ale nie kopiuje naszych pasji, choć oczywiście jeździ na nartach i żegluje z tatą, a ze mną chodzi na kurs stepu amerykańskiego. Annika kocha muzykę. Jest uczennicą średniej szkoły muzycznej i najchętniej spędzałaby tam całą dobę. Gdy miała 10 lat, postanowiła zostać śpiewaczką operową i konsekwentnie do tego dąży. Gra na fortepianie, skrzypcach i gitarze. Uczymy ją, że jeśli nie będzie umiała przegrywać, nigdy nie zostanie zwycięzcą. Sukces ma być w niej. Uczymy jej też tolerancji do świata i tego, że w życiu najważniejsi są ludzie!
Czasem żyjemy na granicy ryzyka. Wszystko, co mieliśmy, mąż postawił na firmę. Kiedyś zapytał "Co będzie jak splajtuję?". "Ważne, że jesteśmy razem" - odpowiedziałam. Bo nie ma takiej kromki chleba, której nie dałoby się podzielić. Chcemy wychować naszą córkę na godnego szacunku człowieka, a potem razem się zestarzejemy. Statecznie mam nadzieję, ale nie statycznie! Niech Artur dalej skacze na bungee - nawet w krawacie! Niech jeździ quadach i snowboardzie. Ja będę eksplorować wraki na Bałtyku i zrobię czarny pas w jujitsu.
Artur Mikołajko
Prezes Zarządu Intersport Polska SA
Dwadzieścia dwa lata temu z trojgiem sprawdzonych przyjaciół żeglarzy podjęliśmy ryzyko i zainwestowaliśmy wszystkie nasze oszczędności w założenie firmy. Naszą siłą była i jest pasja, i dlatego z małej firmy "Maks Sport" rozwinęła się największa sieć sklepów sportowych w Polsce - "Intersport". Sukces cieszy, ale ciągle trzeba iść do przodu. To wymaga pracy, czasu i żony, która zajmie się domem i córką. Moja żona potrafi to perfekcyjnie. Godzi prowadzenie domu ze swoją, wymagającą wiele cierpliwości i empatii, pracą zawodową.
"Język polski, ojczysty, stał się nagle niezrozumiały. Nie potrafiłem ułożyć żadnego sensownego zdania. Potrafiłem czytać, jednak nie rozumiałem tego, co przeczytałem. Utraciłem umiejętność posługiwania się maszyną do pisania, komputerem, telefonem" - to słowa Sławomira Mrożka, słynnego dramaturga. Po udarze mózgu doznał afazji. Dziś znowu mówi, na powrót pisze. To zasługa mojej żony. Ona twierdzi, że sukces terapeuty zależy głównie od ciężkiej pracy pacjenta. Twierdzi, że ona tylko pokazuje drogę, że stoi obok. Czasem na drugim planie. Także w życiu. Niech będzie. Zatem na tym drugim planie osiągnęła w swoim zawodzie sukces na międzynarodową skalę. A dla mnie to równorzędny partner. W życiu i w zawodzie.
Beata to doskonały, ale wymagający trener. Jest perfekcjonistką - albo coś robi świetnie, albo wcale. Gdy urodziła córkę, zrezygnowała z doktoratu. Nie zważała na oburzenie profesorów. Stwierdziła, że tylko raz ma szansę wychować Annikę i nie może pozwolić sobie na pomyłki. Nie chcemy, by córka traciła czas. Pokazujemy jej różne możliwości i uczymy, jak dokonywać wyborów. Jak odróżnić blichtr od tego, co ważne. Nie chodzi o to, żeby błysnąć na chwilę, ale by świecić jasno i długo. Beata świetnie ją prowadzi. Gdyby była trenerem piłkarskiej reprezentacji Polski, mielibyśmy mistrzostwo świata.
Moja żona wciąż się czegoś uczy, doskonali. Czyta po kilka książek jednocześnie. Dzień rozpoczyna o absurdalnych porach, kiedy jeszcze śpią wszystkie ptaki. Mówi, że chwile przed świtem to jej czas na przemyślenia. Wtedy biega, słuchając budzącego się miasta. Nauczyła mnie kochać zwierzęta. Mam wrażenie, że potrafi z nimi rozmawiać. Potrafi rozmawiać z każdym. Uwielbia poznawać nowych ludzi, zna kilka języków i wciąż uczy się nowych. Bardzo łatwo nawiązuje kontakty i jest bardzo wymagająca. Wymaga od innych i od siebie. Dla pacjentów i uczniów ma pokłady cierpliwości. Albo się ją lubi, albo nienawidzi. Rzadko kto przechodzi obok niej obojętnie.
Ona wszystko robi z pasją. To nas w jakiś sposób łączy. Dajemy sobie dużo swobody. Sukces czy pieniądze nigdy nie były dla nas celem, zawsze pozostawały w tle. Nie dla pieniędzy przez kilkanaście lat organizowaliśmy międzynarodowy festiwal szanty, a na Korsyce uczyliśmy windsurfingu 200 osób jednocześnie!
Kochamy sport, ruch, przestrzeń. Biegamy, jeździmy na rowerach, pływamy. Żeglujemy i jeździmy na nartach często w ekstremalnych warunkach. Człowiek się przyzwyczaja. To, co niezwykłe, staje się z czasem naturalne.
Jesteśmy tym typem ludzi, którzy potrafią Luwr zwiedzić w dwie godziny. To zastraszające tempo, wiemy. Na wieżę Eiffla wyjechaliśmy tylko po to, żeby zobaczyć horyzont.
Poznaliśmy się w warunkach ekstremalnych. Na obozach harcerskich, w górach, na łódce - gdzie są trudne warunki i gdzie nie ma miejsca na pozę czy grę. I wyruszyliśmy we wspólny rejs, który trwa już 25 lat. Po drodze zdarzają się burze, czasem nawet sztormy, bywają chwile ciszy, czasem rafy i góry lodowe, które trzeba omijać. To przecież naturalne. Płyniemy jednak dalej. Nie boimy się życia.