18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polityk, troskliwy dziadek i szofer własnej żony

Magdalena Stokłosa
Mała Becia to oczko w głowie Kazimierza i Anny. Codziennie wpada do dziadków na podwieczorek i zabawy przed kąpielą.
Mała Becia to oczko w głowie Kazimierza i Anny. Codziennie wpada do dziadków na podwieczorek i zabawy przed kąpielą. fot. Andrzej Banaś
Kazimierz Barczyk mieszka w XIX-wiecznej kamienicy w krakowskim Podgórzu. Pośrodku - z lewej mieszka córka, z prawej syn Żona Anna: mój mąż jest technicznym antytalentem. Ale w młodości stanął na wysokości zadania i zbudował sypialnię na antresoli.

Latem 1976 roku prof. Andrzej Kapiszewski, ówczesny dyrektor Szkoły Letniej Kultury i Języka Polskiego UJ, oddał Annę Jadowską "w dobre ręce". Jak się okazało, chodziło o przyszłego posła, ministra i przewodniczącego sejmiku Kazimierza Barczyka. I tak już zostało.

Rumuńska bluzka
Anna, świeżo upieczona absolwentka Akademii Sztuk Pięknych, współpracowała ze Szkołą Letnią. Wpadła na chwilę, żeby zostawić swoje prace, ale prof. Kapiszewski nalegał, żeby została. Przyjechała właśnie duża grupa z Ameryki, zaraz miał przybyć konsul generalny USA, a jak na złość wszystkie kobiety wybyły z biura w teren. Anna miała zostać tylko na przywitanie konsula. Była muzyka i tańce. Kiedy profesor ruszył do swoich obowiązków, przekazał swoją partnerkę na parkiecie współpracownikowi Kazimierzowi Barczykowi. "Oddaję cię w dobre ręce" - powiedział. Przetańczyli razem już do końca imprezy.
- Cyganeria - Kazimierz wspomina swoje pierwsze wrażenie. - Włosy miała przewiązane kolorową chustką, w u-szach duże wiszące kolczyki. Do tego długą, kolorową spódnicę i haftowaną, rumuńską bluzkę - opisuje ze szczegółami. Była taka inna, miała w sobie coś z artystki i to go urzekło. Rok później brali ślub.

Rodzinna kamienica
Mieszkanie Barczyków znajduje się w XIX-wiecznej kamienicy w krakowskim Podgórzu. Niemal wszystko jest z tamtej epoki: ciężkie krzesła, bujany fotel, kredens i stylowa kanapa. Nowoczesność uderza tylko w łazience. Kamienica należała do prapradziadków Anny. Ich portrety wciąż wiszą na ścianie. Spoglądają w oczy wiszącym naprzeciwko podobiznom Anny i Kazimierza (z czasów, kiedy miał jeszcze kilka kilogramów więcej i dłuższą brodę).

Po ślubie na kilka miesięcy zamieszkali z rodzicami Anny na ulicy Józefińskiej. Chcieli iść "na swoje" i choć rodzina Jadowskich posiadała kamienicę kilkaset metrów dalej, ówczesne prawo nie zezwalało im tam zamieszkać. Z resztą w budynku mieszkali lokatorzy i gosposia. W końcu jednak udało się przeprowadzić. Anna i Kazimierz w rodzinnej kamienicy dostali początkowo tylko pokój z kuchnią. I leciwą gosposię w spadku.

- Hasia, bo tak do niej mówiliśmy, była z naszą rodziną przez ponad 60 lat - wspomina Anna. Dlatego należał jej się własny kąt. Ze sporej kuchni dla Hasi (która rządziła w domu niepodzielnie) wydzielono pokoik. W większym pokoju Kazimierz zrobił antresolę na sypialnię. - Jako młody sędzia, odkryłem w sobie talenty, których nie mam do dzisiaj - śmieje się Kazimierz.
- Mój mąż w ogóle jest technicznym antytalentem - dorzuca Anna.

- To ty jesteś magistrem sztuki! - odgryza się Kazimierz. - Masz na to papier. Moje techniczne zaufanie do ciebie jest niepodważone. Zawsze gotów jestem cię podnieść, byś wkręciła żarówkę - oboje wybuchają śmiechem. Ale z tą żarówką to prawda. To Anna dokręca kontakty, naprawia zamki. Kazimierz, jak sam mówi, jest od ustalania życiowej strategii.

Rodzice pośrodku
W kamienicy w Podgórzu Barczykowie mieszkają pośrodku. Z jednej strony mieszka syn, z drugiej córka z mężem i dzieckiem. Kiedy dwa lata temu pytaliśmy w naszej gazecie Kazimierza Barczyka, czego życzyłby sobie w nowym roku, bez namysłu odpowiedział: wnuków! Kilka tygodni później Joanna, jego córka, zaszła w ciążę. 14-miesięczna obecnie Becia to oczko w głowie dziadków. Mają rytuał - na godzinę przed kąpielą wpada do dziadków na podwieczorek. Są zabawy i wygłupy. Kiedy wnuczka wpada na chwilę, widać, że polityk z krwi i kości mięknie. Ze zdecydowanego przewodniczącego sejmiku staje się czułym i troskliwym dziadkiem.

Choć trzy rodziny mieszkają po sąsiedzku, wszyscy zgodnie przyznają, że konfliktów nie ma. A kiedy trudno ustalić jeden front - dochodzi do głosowania. To akurat przewodniczący sejmiku ma opanowane do perfekcji, choć zapewnia, że nie wygłasza formuły o "podniesieniu ręki i naciśnięciu przycisku".

Wszystko jest ustalone. U córki dwa razy w tygodniu wczesna pobudka (nawet ok. 5.30 rano). Córka i zięć idą na tenisa, babcia zostaje z Becią. O 7.30 dziadek kończy przegląd prasy ze szklanką soku robionego przez córkę. Czasami przed śniadaniem jadą na Kleparz. Mają tam panią Zosię od sera, pana Tadka od wędlin. Jest też "pan jabłkowy".

Potem Kazimierz, jego syn Tomasz i zięć idą do pracy. Córka Joanna obecnie jest na urlopie wychowawczym, a żona Anna, na emeryturze po pracy w ASP, zajmuje się kuchnią i domem. To ona planuje też rodzinny grafik. - Trzy razy dzwonię do asystenta męża z prośbą o najaktualniejszy harmonogram całego dnia, aby nic nam nie wypadło. Kiedy już wszystko zapnę na ostatni guzik, często okazuje się, że doszło mu jeszcze spotkanie - mówi Anna.
- Żona ma ze mną dobrze, bo osobiście ją wożę - śmieje się Kazimierz.
- Gdybym zrobiła prawo jazdy, widziałabym cię jeszcze mniej. A tak? Kochasz, to jeździsz - odpowiada Anna.

Rodzice są pośrodku nie tylko w domu. Kiedy jadą na wakacje, zdarza się, że córka i zięć wyjeżdżają jako pierwsi, potem dociera Kazimierz z Anną, a na końcu syn.

Domek na wsi
Barczykowie żyją tradycyjnie i ekologicznie. Między Gdo-wem a Łapanowem mają 100-letni dom z bali i kilkuhektarowe gospodarstwo. Są trzy koniki polskie, pies i dwa koty. I niezliczone owoce i warzywa.

Kazimierz sadzi, a Annie żal, by się zmarnowały. Dlatego w sezonie uruchamia prawdziwy zakład przetwórstwa. Są soki, dżemy, z pomocą sąsiada powstają nalewki, kiszona kapusta, papryka w słoikach.

Oboje lubią mieć dużo na głowie. Kazimierz pytany o emeryturę robi minę, jakby usłyszał o lądowaniu Marsjan na Rynku Podgórskim. Po chwili namysłu mówi: - Znajdę sobie jakąś pasję. Będę filatelistą.

- Już cię widzę zamkniętego w pokoju ze znaczkami! - śmieje się żona. Mój mąż to prawdziwy homo socius (człowiek społeczny - przyp. red.). Kocha ludzi i pracę społeczną i na pewno temu się poświęci - dodaje.

Jutro relacja z wizyty u krakauera Mieczysława Czumy

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska