Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski sport, czyli jak przynosić złe wiadomości

Zbigniew Bauer
fot. archiwum
Łatwo i przyjemnie jest, gdy przynosi się dobre wiadomości, gdy można wybuchać entuzjazmem, wyszukiwać metafory szczęścia, choć niekiedy doprowadzające słuchaczy lub widzów do bólu brzucha ze śmiechu (sławetne "Otylia jest naszym pięknym motylem"). To przychodzi względnie łatwo. Gorzej, gdy sportowemu sprawozdawcy przypada rola posłańca wiadomości złych: kolejna porażka, kolejna przegrana, chociaż zawodniczka lub zawodnik "otarli się o podium", a medal był na wyciągnięcie ręki. To tylko setne części sekundy, to tylko centymetry. Ktoś o te setne i centymetry znowu był lepszy, chociaż to "my" byliśmy faworytami.

Kto wie, czy nie powinno się zorganizować dla telewizyjnych komentatorów "krótkiego kursu przegrywania na potrzeby mediów", gdyż przegrywanie medialne (podobnie jak medialne wygrywanie) to coś innego niż przegrywanie na boisku, bieżni czy pływalni. Jak sprawozdawać fakty złe, które przyszły tam i wtedy, gdzie spodziewaliśmy się sukcesów? Mówią, że wiara czyni cuda. Ale cuda zdarzają się z rzadka. Taki kurs jest potrzebny, bo w najbliższym czasie cudów spodziewać się w polskim sporcie nie należy. Liczyliśmy na cud w Euro 2012 - i klapa. Wysłaliśmy do Londynu prawie 220 sportowców, a oni (piszę te słowa kilka dni przed zakończeniem Igrzysk) z puli 900 medali wyszarpali 1 procent. Mieliśmy stuprocentowych faworytów, ale oni byli słabsi - o te setne sekundy, kilka centymetrów. Jak to przekazywać, by kibic nie popadał w przygnębienie, w stupor nieomal, albo nie machnął ręką na cały ten sport?

TVN pokazał solidny - co stacji tej przychodzi ostatnio z trudem, podobnie jak wszystko, co wyczyniają nasi sportowi herosi - materiał o stanie polskiego sportu. Nie tego z czołówek, lecz tzw. zaplecza. Do tej pory narzekaliśmy na brak boisk, basenów, sal gimnastycznych. Okazuje się, że ostatnio namnożyło się tego wszystkiego, że jeśli znaleźliby się chętni, to warunki, by zostać mistrzami, nawet olimpijskimi mają. Ale chętnych brak. Sale, siłownie, pływalnie nie wypełniają się młodymi, żądnymi sukcesu adeptami, "orliki" w większości stoją puste. Nie garną się do pracy trenerzy. Czego to dowodzi? Ano tego, że w naszej świadomości zakodował się, gdy chodzi o kariery sportowe, choć nie tylko, standard rodem z PRL. Kariera była wówczas przepustką na tydzień, dwa, do lepszego świata. Furtką, pozwalającą uciec od marazmu i bylejakości. Dziś takich furtek, których otwarcie wymaga katorżniczej pracy, już nie trzeba. Wszystko można mieć zaraz, wszystko jest na wyciągnięcie ręki - bez setek godzin treningów, stresów, wysiłku. Dopóki do dzisiejszych sportowych realiów będziemy przykładać miary z czasów słusznie minionych, dopóki nie zaczniemy traktować sportu normalnie - czyli jako profesjonalną rywalizację, a nie jako okazję do ucieczki od parszywego świata, nam pozostanie gorycz klęsk, a sportowym sprawozdawcom przynoszenie złych wieści i przekonywanie, że przecież "otarliśmy się o medal".

***
Autor jest medioznawcą, publicystą, kulturoznawcą, profesorem UP.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska