Czytaj także: Kraków: rodzina zaginionego chłopca zbulwersowana działaniami policji
Hipotez jest kilka. To mogło być porwanie dla okupu. Wskazuje na to wizyta tajemniczego mężczyzny. Albo zwykły wypadek. Ale co w takim razie stało się z ciałem? Mogło być też tak - w co wierzą rodzice - że Krzysiek trafił do sekty i jest tam przetrzymywany. Wiadomo tylko, że 29 maja w nocy wracał do domu. Nigdy tam nie dotarł.
Pokój z biało-brązowymi ścianami czeka na Krzyśka tak, jak go zostawił: łóżko, meblościanka, dwa fotele, ława. Mama trochę go tylko posprzątała po tym, jak z całą rodziną przetrząsnęli każdy kąt. Szukali, bo może gdzieś jest jakaś wiadomość od syna: na kartce, albo na portalu Nasza Klasa. Ale nie. Nic. Wszystko wygląda tak, jakby za chwilę miał wrócić. Ubrania wiszą w szafie, na stole leży portfel z pieniędzmi i dokumentami. No i samochód. Czerwone, stuningowane audi A3. Zostało. A to przecież oczko w głowie Krzyśka. Wkładał w niego wszystkie zarobione pieniądze. Bez niego nigdzie się nie ruszał.
Ślad się urywa
Jest sobota, 29 maja. Krzysiek, razem ze starszym bratem jadą do Krakowa, do pracy na budowie. W drodze jedzą szybkie śniadanie w jednym z przydrożnych barów. Rozmawiają o robocie, o wylewce, co ją będą dziś robić u ciotki. O tym, że za tydzień mają jechać rozbierać stodołę, a później drzewo z lasu wozić. Zwyczajna gadka, żadnych niepokojących sygnałów.
- Jak wrócili, podałam im obiad - mówi mama chłopaka. - Zjedli i poszli do siostry robić wylewkę. Krzysiek chętnie wszystkim pomagał. Miał na sobie dresowe spodnie, popielatą bluzę z kapturem i adidasy.
Wieczorem, po ciężkiej pracy chciał się trochę rozerwać. Poszedł z kolegami do kawiarni "Eden". Później namówił brata, żeby pojechali jeszcze na dyskotekę do Myślenic. Ale klub był zamknięty, a Krzysiek nie chciał kończyć zabawy. - Otworzył drzwi i wysiadł z samochodu - relacjonuje brat. - Uparł się, że wróci do domu na nogach. Mówię mu: wsiadaj, co będziesz chodził. Ale nie chciał słuchać i koniec. Nie pierwszy raz już tak robił.
Chłopak miał do przejścia z Myślenic do Poręby 12 kilometrów prostą, oświetloną drogą. Widać go na nagraniu z kamery ze stacji BP. To znaczy chód jest Krzyśka, ale do końca nie ma pewności, czy to on, bo było ciemno. Nie wiadomo, którą drogą poszedł. Taksówkarz przypomina sobie, że na światłach przepuszczał młodego chłopaka. Ktoś go jeszcze widział na moście w Osieczanach. I tu ślad się urywa.
Poszukiwania
Kiedy starszy syn wrócił nad ranem sam, pani Maria zaniepokoiła się. Nie poszła już spać, tylko kręciła się po domu. - Myślałam, że trochę sobie popił i wróci, jak wytrzeźwieje. Pojawiał się zwykle koło godz. 7.30. Już się denerwowałam. Ale dopiero kiedy przyszłam do domu z kościoła i dalej go nie było, wpadłam w panikę - mówi.
Na policji nie przyjęli zgłoszenia. Powiedzieli, że syn pewnie bawi się gdzieś z kolegami.Więc Kucałowie sami, na własną rękę przetrząsnęli całą drogę, którą powinien był wracać Krzysiek. Metr po metrze, wszystkie rowy i krzaki. Nic, ani śladu. Później do akcji włączyła się policja, straż pożarna. Nurkowie szukali w rzece i w zbiorniku Dobczyckim, ale nie znaleźli ciała.
- Byłam u jasnowidza w Człuchowie - opowiada pani Maria. - Powiedział, że syn żyje. Że wdał się w konflikt, była jakaś bójka, ale, że wróci do środy. Nie wrócił. Komórka nie odpowiada.
- W niedzielę wierzyłem jeszcze w to, że Krzysiek zabalował i teraz siedzi u jakichś kolegów - przyznaje brat zaginionego. - Ale jak w poniedziałek rano otworzyłem drzwi do jego pokoju i okazało się, że go nie ma, to już była katastrofa. Nigdy nie opuszczał pracy. Lubił swoją robotę i tak by jej nie zostawił. Liczyliśmy, że zgłosi się chociaż po wypłatę...
Tajemniczy telefon
Po tygodniu od zaginięcia Krzyśka w domu Kucałów zadzwonił telefon. - To był głos mężczyzny w średnim wieku - opowiada pani Maria. - Mówił, że wie, gdzie jest mój syn. Że został pobity, ale jest dobrych rękach i żebym się nie martwiła. Był życzliwy, uwierzyłam mu.
Zadzwonił jeszcze dwa razy. Obiecał, że przywiezie Krzyśka na przystanek autobusowy pod szkołą w Porębie. Warunek: pani Maria musi przyjść po niego sama. Bez rodziny i policji. - Facet dziwnie wyglądał: w spodniach przewiązanych sznurkiem i kaszkiecie - przypomina sobie Kucała. - Kiedy usłyszał, że nadchodzę, nawet się nie odwrócił, tylko pyta: to pani idzie po tego synka? Aż mi serce podskoczyło. Później dodał, że potrzebne będą pieniądze, 20 tys. zł. I że musimy się spieszyć, bo Krzysiek siedzi pobity w jakiejś piwnicy i strasznie cierpi.
Mężczyzna został zatrzymany. Nie wykluczone, że ma zaburzenia psychiczne i wszystko sobie zmyślił, żeby wyłudzić okup. Sprawę bada prokuratura. - Policja dużo wcześniej powinna zacząć działać - uważa pan Stanisław, ojciec Krzyśka. - A oni czekali te swoje przepisowe 48 godzin. Helikopter wysłali 22 czerwca - 53 dni po zaginięciu syna - mówi rozgoryczony.
Pani Maria jest pewna, że syn nie uciekł z domu. - Wiedział, że się o niego martwię, że nie usnę, dokąd go nie ma. Nie zrobił by mi tego. Może trzymają go w jakiejś sekcie, podają narkotyki?
Ktokolwiek wie...
Informacje o zaginionym można przekazywać pod nr tel. (12) 372-92-00 begin_of_the_skype_highlighting (12) 372-92-00 end_of_the_skype_highlighting begin_of_the_skype_highlighting (12) 372-92-00 end_of_the_skype_highlighting lub pod nr myślenickiej policji kryminalnej (12) 272-06-31