Horror trwa od momentu, gdy PKP Polskie Linie Kolejowe SA z oddziałem regionalnym w Krakowie zamknęły pobliski przejazd.
- To był najkrótszy dojazd do naszych domów. Umożliwiał najszybsze dotarcie pogotowia i straży pożarnej - mieszkańcy Grabiczki nie mogą pogodzić się z likwidacją przejazdu. Teraz, by dojechać samochodem do domu, muszą nadrabiać około czterech kilometrów. Najbliższy i jedyny przejazd jest przy ulicy Orzeszkowej.
Dla 90-letniego Kazimierza Ptasińskiego, to mordercza trasa. Resztką sił jeździ na rowerze po codzienne zakupy.
- Czasem szedłem na przełaj, mimo zakazu, ale o mały włos nie złamałem nogi na kamieniach. PKP zerwało asfalt z przejścia - załamuje ręce starszy pan. Jego sąsiadowi policja wlepiła mandat, gdy skracał drogę przez tory.
Najdotkliwiej skutki zamknięcia traktu odczuł Grzegorz Subel, któremu pożar zabrał cały dobytek. Strażacy, nie znając wyznaczonego kilka kilometrów dalej objazdu, błądzili dwadzieścia minut. Normalnie dojechaliby w trzy minuty. Ten czas mógł ocalić jego dom. Stracił wszystko.
- A jeśli któryś z nas będzie miał zawał serca albo wypadek? Zanim karetka dotrze na miejsce, będziemy już na tamtym świecie - denerwuje się niepełnosprawny Andrzej Bochenek.
Kilka dni temu na jedynym przejeździe wykoleił się pociąg. Mieszkańcy Grabiczki przez kilka godzin nie mogli dojechać do swych domów.
- Kazali nam poszukać objazdów. Ale takich tu nie ma - rozkłada ręce rozżalony Marek Cygan.
Grzegorz Żuradzki, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Chrzanowie (zarządca ul. Armii Krajowej) na prośbę "Gazety Krakowskiej"obiecał osobiście zająć się sprawą przejazdu.
Będziemy śledzić na bieżąco, czy dyrektor Żuradzki dotrzymał słowa!