Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiat tarnowski: większość powodzian dotarło do lokali wyborczych

Katarzyna Janiszewska
Czesława Kozłowska jeszcze nie wie, na kogo odda swój głos. Pomyśli w drodze do lokalu wyborczego
Czesława Kozłowska jeszcze nie wie, na kogo odda swój głos. Pomyśli w drodze do lokalu wyborczego Katarzyna Janiszewska
Politycy, którzy nawoływali do wprowadzenia podczas ostatniej powodzi stanu klęski żywiołowej, argumentowali, że powodzianie i tak nie będą mieli głowy pójść do urn, więc lepiej, żeby wybory odbyły się w innym terminie. Sprawdziliśmy, jak jest w rzeczywistości. Poszkodowani przez powódź, których pytaliśmy, deklarowali: idę głosować. Jednak nie wszyscy dotarli do lokalu wyborczego.

W Woli Rogowskiej, podtarnowskiej wsi dwukrotnie zalanej przez powódź, w wyborczą niedzielę pełna mobilizacja. Nieliczni mieszkańcy, którzy zdążyli wrócić do domów, twierdzą, że wyborów nie odpuszczą. A nie będzie to proste. Nie dość, że ludzie mają na głowie popowodziowe porządki, to jeszcze lokal wyborczy został przeniesiony do sąsiedniego Demblina. To jedyny taki przypadek w Małopolsce. Sąsiedzi pomagają sobie jak mogą, jeden drugiego zawiezie do głosowania. Wójt polecił podstawić szkolne autobusy dla tych, którzy nie mają samochodu.

71-letnia Czesława Kozłowska zapowiada, że nawet na rowerze pojedzie do komisji wyborczej. I deszcz jej niestraszny. - Przecież to mój patriotyczny obowiązek - podkreśla. - W końcu jestem Polką, to jak nie pójść? Nie mam jeszcze 100-procentowej pewności, na kogo głosować. Kiedy będę jechała, to sobie umyślę.

Wielkich nadziei na poprawę losu pani Czesława jednak nie ma. - Nam już nikt nie pomoże - mówi rozgoryczona. - Gdy zajdę do gminy, to nawet zboża dla kurek się nie mogę doprosić. Ile to było gadania, że wszyscy dostaną meble. Dostali ci, co zwykle są u koryta.

Większość domów w Woli Rogowskiej stoi jeszcze pusta. Mieszkańcy są porozsiewani po sąsiednich wioskach. Przyjeżdżają na chwilę w ciągu dnia, żeby otworzyć okna, posprzątać, co się da. Ci, którzy mieli parterowe domy, nie mają po co wracać.
Jan Augustyński został sam, żeby pilnować gospodarstwa. Towarzyszy mu mały, łaciaty kotek. - Nie można tak dobytku zostawić na pastwę losu - tłumaczy mężczyzna. Do głosowania jednak się wybiera, a jakże. Zaraz przyjedzie po niego sąsiad. Pan Jan jest już elegancko ubrany na tę okazję: w koszuli, pod krawatem. Nie ma wątpliwości, na kogo głosować. - Ja jestem ludowcem, więc tylko Pawlak. I mogę to powiedzieć z otwartą przyłbicą. To w pierwszej turze. A jak nie przejdzie dalej, to na Kaczyńskiego zagłosuję. I też się nie wycofam - mówi bojowo.

Do polityków nie czuje złości. - Przecież to nie oni wał przerwali i opadami też chyba nie władają - uśmiecha się. - A Pawlak był na miejscu przy ewakuacji i sprawdził się. Wniósł tyle, że pomoc wojska i straży była - mówi.

Sympatie polityczne rozkładają się we wsi różnie. Elżbieta Boksa nie wyobraża sobie głosować inaczej niż na Komorowskiego. To już postanowione. Cała rodzina tak zagłosuje. - Tego Kaczyńskiego to jakoś nie lubię. A Tusk? Proszę, jak się pięknie w czasie powodzi zachował. Ludzie dostali wodę, konserwy, pościel, koce, wszystko. Poprzednio wszyscy zagłosowali na Kaczyńskiego. Bo ksiądz tak kazał. Wie pani, jak to jest ze starszymi ludźmi. Ale już wytłumaczyliśmy teściowej. No, na kogo mama będzie głosować?
- Na Komorowskiego - przytakuje Genowefa Boksa.

Jadwiga i Cecylia Gwóźdź pójdą do urn, żeby było lepiej. Bo tego, co się stało i tak się nie odwróci. - Nie ma jednego winnego - podkreślają. - Po powodzi w 1997 r. było parę rządów, co nic przy wałach nie robiły. I AWS, i SLD. A ci się starają.
Józefa Tomal pójdzie głosować, bo to grzech nie iść do wyborów. Teresa Kałuża nie chce później narzekać na kogoś, że źle wybrał głowę państwa. A Stanisław Michałek mówi, że Polska musi mieć prezydenta, bo inaczej to jakby dziecko nie miało ojca.
Mimo płomiennych deklaracji, nie wszyscy dotarli do urn. Do godz. 19.45 zagłosowało ok. 150 z 377 uprawnionych mieszkańców Woli Rogowskiej - mniej niż połowa.

- To niewiele. Miewaliśmy tu wyniki w granicach 60 proc. - przyznaje Wojciech Gwóźdź, przewodniczący komisji wyborczej. - Pogoda nie sprzyja, lokal się zmienił, ludzie porozrzucani po innych wsiach. Większość zajęta jest usuwaniem skutków powodzi. Tu nie chodzi o jakieś żale. Bo przecież politycy na liście są z różnych opcji - zauważa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska