Mieszkańcy przysiółka nie mogą dojechać na swoje podwórka. Ostatni odcinek pokonują pieszo przez prowizoryczne przejście parcelą, którą zgodził się tymczasowo udostępnić jeden z miejscowych gospodarzy. Mają żal, że władze gminy Piwniczna nie spieszą się z naprawą dojazdu.
- Po wizycie geologa, który oglądał to osuwisko, okazało się, że taniej będzie wyprowadzić stamtąd ludzi, niż stabilizować stok - powiedział nam wczoraj burmistrz Edward Bogaczyk. - Jest też jedno wyjście alternatywne: kupić ziemię z domem, który częściowo został uszkodzony, od tego gospodarza, który udostępnił przejście, i poprowadzić tamtędy nową drogę dojazdową. Rozważam taką możliwość, ale na to trzeba poczekać. Konieczna jest przede wszystkim zgoda właściciela.
Mieszkańcy przysiółka nie chcą dłużej czekać. - Musiałem zawiesić prowadzenie firmy. Oferowałem usługi budowlane, ale bez dojazdu do domu nie mam szans kontynuować działalności. Prócz mnie w tym samym miejscu mieszka sześcioro dzieci, są dwie osoby z grupą inwalidzką, jedna po ciężkiej operacji. Nie daj Bóg, że trzeba będzie wezwać pogotowie albo straż pożarną, to żaden samochód nie dojedzie z pomocą - skarży się pan Henryk (nazwisko do wiadomości redakcji).
Mieszkańcy przysiółka podkreślają, że tymczasowe przejście do ich domów nie jest na wcale bezpieczne.
- Chodzi tylko o sto metrów drogi, która, jak podejrzewam, przetrwałaby, gdyby we wrześniu ubiegłego roku solidnie ją wyremontowano. Ale stało się, jak się stało: ubytki wypełniono ziemią i żużlem, wszystko zostało wypłukane - opowiada nasz rozmówca.
Burmistrz Bogaczyk ma inną opinię co do przyczyn katastrofy, w wyniku której droga zapadła się w kilku miejscach. Jego zdaniem, grunt rozmywały od dawna ścieki wypuszczane "na dziko" wprost w ziemię.
Mieszkańcom przysiółka radzi cierpliwie czekać.
- Negocjacje z ludźmi, których prosimy o oddanie ziemi, nie są łatwe. Nawet ci z uszkodzonych domów, od których deklarujemy się wykupić grunt i dać w zamian inną ziemię z nowym budynkiem, nie chcą iść na taki układ. Wolą przerobić stodołę na mieszkanie, niż przeprowadzać się w inne miejsce - mówi Bogaczyk. Zapewnia, że władze gminy starają się jak najszybciej naprawiać powodziowe szkody. - Ale to trwa, choć mocno zaciskamy pasa. Mamy 36 osuwisk w całej gminie -mówi. - Straty oszacowaliśmy na ponad osiem milionów, a jesteśmy jednym z najbiedniejszych samorządów lokalnych w Małopolsce. Nasz roczny dochód wynosi mniej więce tyle, ile zabrała powódź.
Wyjaśnienia burmistrza Bogaczyka nie przekonują mieszkańców odciętego przysiółka. - Upominamy się o normalność - stwierdzają.