70 złotych. Tyle mogło kosztować życie mojej córki - mówi Bogdan Haluch, gorliczanin.
Sceny niczym z horroru rozegrały się w zimny, październikowy wieczór. Dziewczyna poszła się wykąpać. Głuchy huk usłyszała siedząca w kuchni babcia. Zawołała do pozostałych domowników, że z wnuczką chyba coś się dzieje niedobrego. Nawoływała: Aniu otwórz drzwi! Co ci się stało?!
Tegoroczny sezon grzewczy ma swoje pierwsze ofiary - cztery osoby trafiło do szpitala z podejrzeniem zatrucia tlenkiem węgla. Straż pożarna co raz wyjeżdża, by skontrolować poziom tego niebezpiecznego gazu.
Cena bezpieczeństwa - 2 zł miesięcznie przez 10 lat
Andrzej Rąpała, prezes spółdzielni mieszkaniowej Osiedle Młodych sprawę czadu doskonale zna. W końcu nie ma zimy, żeby strażacy nie trąbili o zatruciach, podtruciach. Zamiast apeli o wietrzenie, niezatykanie kratek wentylacyjnych, niewkładanie niczego do kominów - wszak to najczęściej wołanie na puszczę, uznał że najlepsze będą systemowe rozwiązania - zakup czujników czadu. Sprawę przegłosowało też walne zgromadzenie. - W sumie zamontujemy 789 urządzeń - mówi. - Pierwsze czujniki zostały już założone, montaż pozostałych powinien zakończyć się do końca listopada - ocenia.
Choć w Gorlicach jest pionierem, nie czuje się jak odkrywca.
- Sam mam czujnik czadu w domu. I zdarzyło się, że alarm się uruchomił. Choć mnie wydawało się, że wszystko jest w porządku, mechanizm pokazywał co innego - opowiada.
Koszt jednego czujnika to około 120 złotych. Kupno prawie ośmiuset, to wydatek stu tysięcy złotych. Nie tak mało. W spółdzielni znaleźli rozwiązanie - połowę (60 złotych) zapłacą mieszkańcy w sześciu ratach, resztę pokryje fundusz remontowy. Postawili na jakość - wybrali urządzenia z dziesięcioletnim okresem użytkowania. Kalkulacja jest więc prosta - cena zabezpieczenia zdrowia i życia na dekadę, to dwa złote miesięcznie.
Kilka wdechów, potem film z życiem się urywa
Choć od wypadku córki minęło już trochę czasu, Bogdan Haluch, wciąż widzi córkę.
- W całym nieszczęściu, był łut szczęścia, bo upadła twarzą do drzwi, a konkretnie kratki wentylacyjnej niemal u samego ich dołu - opowiada. - Miała więc minimalny dostęp do czystego powietrza - dodaje Haluch.
Rodzina wezwała strażaków. Na miejscu błyskawicznie pojawiło się też pogotowie ratunkowe. Ania trafiła do szpitala. Sam sobie się teraz dziwi, że mógł być tak głupi, by w czujnik nie zaopatrzyć się wcześniej - stare budownictwo od lat dawało znaki, że nie wszystko jest w porządku z ciągami wentylacyjnymi. Po wypadku okazało się, że spaliny cofają się z komina do domu.
- Ania opowiadała potem, że już po chwili przebywania w łazience źle się poczuła. Dziwnie zakręciło się jej w głowie. Chciała wyjść. Pokonała nie więcej niż metr, zaraz potem upadła - dodaje.
Po tym, jak zamontował czujnik, urządzenie włączyło się jeszcze dwukrotnie.
- Raz w lecie przy jakimś większym gotowaniu, później jeszcze w zimie, gdy goliłem się, a piec pracował tak naprawdę minimalnie - dodaje.
Mariusz Wagner, kominiarz z firmy Kominiarczyk w Gorlicach o czujnikach mówi tak: jest ich rzeczywiście coraz więcej. I dobrze.
- Są niewielkie, tyle co mała cukierniczka. Nie ma więc problemu, że nie znajdzie się dla nich miejsce na ścianie. Nie ma kabli, nie potrzebują specjalnego zasilania - opisuje. - Każdy producent ma trochę inne wskazówki dotyczące montażu, ale generalnie powinny być w pobliżu źródła spalania - dodaje. a
Wystarczy 26 jednostek tlenku węgla w milionie jednostek powietrza, by nasze zdrowie i życie było poważnie zagrożone. Czad to zabójca, którego nie da się wyczuć
Rozmawiamy z Dariuszem Surmaczem, oficerem prasowym KP PSP w Gorliach
Czego jednostką jest ppm?
Oznacza zawartość tlenku węgla w powietrzu. By gaz, węgiel, drewno, jakikolwiek opał, mógł dać ciepło podczas spalania, potrzebuje tlenu. Wtedy wydziela się dwutlenek węgla i to jest normalne. Jeśli jednak, mówiąc potocznie, powietrza jest za mało, powstaje tlenek węgla. I wtedy mamy problem, bo to gaz bezwonny, a w szczególnych warunkach, na przykład przy niskich temperaturach, gdy zimne powietrze opada w dół, może dojść do tzw. ciągu wstecznego - dym, a więc także tlenek węgla, zamiast do komina, tłoczony jest do mieszkania.
Jest jakaś granica, do której zawartość tlenku węgla jest bezpieczna dla człowieka?
Najlepiej, żeby nie było go w ogóle, ale za w miarę bezpieczną granicę przyjmuje się 26 ppm, czyli 26 jednostek tlenku węgla na milion cząsteczek powietrza.
Powyżej tej wartości...
Realnie zagrożone jest nasze zdrowie i życie. Absolutnie nie można lekceważyć objawów typu duszności, kłopoty z oddychaniem, bóle i zawroty głowy, osłabienie. Szczególnie w zimie zwalamy to na karb przeziębienia albo zbliżającej się grypy, tymczasem może to być oznaka podtrucia tlenkiem węgla. To samo dotyczy okresu letniego - to, że nie ogrzewamy mieszkania, nie oznacza, że nie ma tlenku węgla. Nawet zwykłe podtrucie może dać o sobie znać po tygodniach, a nawet miesiącach. W grę wchodzą zaburzenia mowy, widzenia, oddychania, neurologiczne, a nawet zawał czy zmiany osobowości. Czasem wystarczy ugotowanie zwykłego obiadu na kuchence, która źle spala gaz.
Jak się tego dowiedzieć?
Łatwo to poznać, po tym, jak zmienia się kolor płomienia z niebieskiego na żółty. Wtedy mamy pewność - potrzebny jest fachowiec, który sprawdzi stan techniczny.
Dlaczego ten gaz jest tak niebezpieczny?
Czad, bo tak popularnie mówimy o tlenku węgla, wiąże się z hemoglobiną dwieście razy szybciej niż tlen! Im więcej mamy w krwiobiegu cząstek hemoglobiny związanych z tlenkiem węgla, tym mniej tlenu trafia do tkanek. Skutek jest taki, że dochodzi do poważnego niedotlenienia. Najbardziej narażone są noworodki i niemowlęta. Ich hemoglobina absorbuje tlenek węgla dwukrotnie szybciej niż u dorosłego człowieka.
Strażacy mają swoje urządzenia. Czym może bronić się zwykły Kowalski, który nie ma ani czujnika czadu, ani specjalistycznego sprzętu?
Wystarczy kartka papieru, strona z gazety. Jeśli przyłożymy ją do kratki wentylacyjnej i ciąg powietrza przyssie ją do niej, to oznacza, że mamy, i tu znowu kolokwializm, cug. Jeśli kartka po prostu odpadnie - trzeba sprawdzić drożność kominów. Trzeba koniecznie codziennie wietrzyć pomieszczenia. Nie chodzi o to, żeby przez godzinę siedzieć przy pootwieranych na przestrzał oknach. Wystarczy pięć minut rano i tyle samo wieczorem. Jeśli mamy czujnik czadu, to musimy mieć też świadomość, że nic za nas nie zrobi - jeśli wykryje czad, to uruchomi alarm, ale nie podejmie za nas żadnych działań. To zależy tylko od nas.
Rozmawiała Halina Gajda