- Wszczynamy w tej sprawie postępowanie z artykułu 267 paragraf 3 kodeksu karnego. Chodzi o przestępstwo nielegalnego podsłuchu, zagrożone grzywną, karą ograniczenia wolności albo pozbawieniem wolności do lat dwóch - mówi Jerzy Utrata, prokurator rejonowy z Wadowic.
Biegli zbadają "pluskwę". Sprawdzą m.in. moc jej baterii, co może wskazać w jakim czasie była używana. Zostaną też pobrane tzw. "ślady biologiczne".
Podsłuch znaleziono 23 czerwca, gdy w redakcji trwała przeprowadzka. Leżał w szafce, w której trzymamy archiwalne numery gazety. Nietypowy przedmiot zauważył nasz dziennikarz. Od razu podjął podejrzenie, że ktoś próbował nas podsłuchiwać.
Jak długo podsłuch leżał na półce - nie wiemy, ale bateria nie jest całkiem wyczerpana. Kto nam podrzucił "pluskwę"? Liczymy, że to właśnie uda się ustalić prokuraturze. W Wadowicach jest wiele środowisk, którym naraziliśmy się krytycznymi tekstami.
"Znalezisko" na prośbę "GK" ocenił Waldemar Partias ze sklepu ze sprzętem "szpiegowskim" w Krakowie. Nadajnik miał zasięg około 300 m. W jego zasięgu były wszystkie ważne instytucje w Wadowicach.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+