Finał podwójnego zabójstwa w Spytkowicach
Sąd Okręgowy w Krakowie na wniosek Prokuratury Rejonowej w Wadowicach umorzył postępowanie karne przeciwko Mirosławowi M. i zastosował wobec niego środek zabezpieczający w postaci umieszczenia go w szpitalu psychiatrycznym.
Jak wynika z ustaleń prokuratury, mężczyzna co najmniej pięciokrotnie uderzył siekierą w głowę siostrę Elżbietę M. oraz co najmniej siedmiokrotnie matkę Stanisławę M. Obie kobiety w następnie odniesionych obrażeń zmarły na miejscu.
Mirosław M. dokonując zarzucanych mu przestępstw miał zniesioną zdolność rozumienia znaczenia czynów i pokierowania swoim postępowaniem w rozumieniu art. 31 § 1 k.k. a z uwagi na realne i wysokie prawdopodobieństwo dokonania przez niego z przyczyn chorobowych takich samych lub podobnych czynów jak obecnie mu zarzucane, koniecznym stało się zastosowanie wobec niego środka zabezpieczającego w postaci pobytu w zakładzie psychiatrycznym - informuje Oliwia Bożek-Michalec, pełniąca funkcję rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Makabryczna zbrodnia w małej wsi pod Wadowicami. Co tam się wydarzyło?
Do makabrycznej zbrodni, o której usłyszała cała Polska doszło 2 kwietnia 2024 r. Do dziś jej mieszkańcom trudno uwierzyć w to, co wówczas tam się wydarzyło. Rodzina M. wiodła z pozoru spokojne życie, choć jak wszędzie dochodziło czasem do kłótni i nieporozumień.
Elżbieta M. pracowała jako bibliotekarka w pobliskiej szkole podstawowej. Gdy dzień po zbrodni nie przyszła do pracy, jej koledzy i koleżanki zaniepokoili się, nigdy wcześniej to się nie zdarzyło. Po lekcjach jeden z kolegów podjechał pod dom. Przez okno zobaczył ciało. Od razu domyślił się, że stało się coś strasznego. Zadzwonił do dyrektorki szkoły. Ta, nie zastanawiając się długo, wzięła do samochodu jeszcze dwie nauczycielki i pojechali na miejsce. Szybko też dojechały wezwane służby.
Dom był zamknięty. Strażacy pomogli w dostaniu się do środka policji.
Widok był straszny, jedna z kobiet leżała w kuchni w kałuży krwi, druga gdzieś dalej - opowiada mieszkaniec Spytkowic, który rozmawiał z mężczyzną, który jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu.
Mirosław M. po zabójstwie uciekł do Niemiec
W dniu zbrodni mieszkańcy wsi widzieli Mirosława M., jak jeździł po wsi na rowerze. Wyraźnie był podminowany. Nikt nawet nie domyślał się, co stało się w tym domu.
Mirek i Ela bardzo się lubili. Gorzej dogadywał się z matką - mówi sąsiad.
Dodaje też, że podejrzany leczył się psychiatryczne po wcześniejszym załamaniu nerwowym. Zapewnia jednak, że to był dobry sąsiad. Miał jednak wcześniej kontakty z policją.
Raz po niego przyjechali antyterroryści. Nie mogli sobie z nim dać rady - dodaje znajomy mężczyzny.
Mirosław M. po zabójstwie zabrał samochód swojej siostry i zbiegł do Niemiec. Tam po kilku dniach został zatrzymany, a następnie deportowany do Polski. Od tego czasu znajdował się w areszcie tymczasowym.
