Z religijnego punktu widzenia, dawcą życia jest sam Bóg, człowiek zaś jest powołany do przyjęcia daru życia, kiedy Bóg mu je oferuje. Jeżeli życie jest darem Boga, nie możemy sobie rościć prawa do posiadania potomstwa i nie możemy egzekwować go wówczas, kiedy ten dar nie został nam dany.
Niestety, we współczesnym świecie rozpowszechnia się przekonanie, że to nie Bóg, ale my sami decydujemy o przyjściu na świat naszych dzieci. Tylu, ilu chcemy. Takich, jakie sobie wymarzyliśmy. Wtedy, kiedy są nam one przydatne w takiej lub innej historii naszego życia. To my sami jesteśmy autorami scenariusza, w którym dziecko pojawia się nie tylko jako skutek instynktu macierzyństwa, ale także jako pozycja przetargowa w różnorakich grach i układach społecznych, towarzyskich czy biznesowych.
Jeżeli widzimy to w świetle instynktu, a zwłaszcza w wymiarze miłości matki i ojca do potomstwa, to jakoś się to trzyma, ale jeżeli spiszemy nasze dzieci do rachunku zysków i strat, czyniąc je maskotką, a nawet tylko towarem na sprzedaż, to małżeństwo i rodzina nie różnią się niczym od supermarketu i podlegają prawom wolnego rynku.
I tu powstaje pytanie, czy rzeczywiście zlecenie lekarzom udostępnienia w konkretnych przypadkach procedur in vitro - bo tak zrozumiałem komentarz ministra zdrowia do proponowanego przez premiera zarządzenia udostępniającego tę procedurę osobom zainteresowanym - jest decyzją słuszną?
Otóż zdecydowanie, nie! Lekarz powinien wydawać opinię o tym, czy według danych medycznych procedura in vitro jest w konkretnym przypadku dopuszczalna i daje realne szanse, ale nie może podejmować decyzji za tych, którzy chcą się jej poddać. Dylemat etyczny należy do nich. W tej dziedzinie lekarz nie jest zupełnie potrzebny.
Z tego, że osiągnięcia współczesnej medycyny pozwalają na pojawienie się życia drogą pozaustrojową wcale nie wynika, że to jest droga słuszna. Możliwa? Tak. Ale czy odrzucenie natury i przejście na sztuczne metody przekazywania życia ludzkiego jest osiągnięciem ludzkości?
W rozwoju medycyny zapewne tak, ale jest to osiągnięcie w pewnym sensie porównywalne do skonstruowania bomby atomowej. Zapewne pomoże ludziom w wielu chorobach, ale niesie też ze sobą śmiercionośny jad. Liczba klinik specjalizujących się na świecie w technikach in vitro i zarabiających na tym krocie, zdaje się wskazywać, że już niebawem będzie można kupować dzieci w supermarketach.
Czyżby takie kliniki były lekarstwem na problemy demograficzne zachodniej cywilizacji? Raczej tę cywilizację zniszczą do końca, bo ich zasadą jest tworzenie życia in vitro kosztem śmierci istot ludzkich, które w tym procederze masowo giną. Iść przez śmierć do życia, to niegodziwa i wątpliwa droga.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!