Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeżył dzięki Jurkowi Owsiakowi. Dług wdzięczności spłaca cały czas

Andrzej Skórka
Maciejowi Dreszerowi z Tarnowa życie uratował inkubator z WOŚP. Teraz sportowiec odwdzięcza się Jurkowi Owsiakowi
Maciejowi Dreszerowi z Tarnowa życie uratował inkubator z WOŚP. Teraz sportowiec odwdzięcza się Jurkowi Owsiakowi
Pierwsze dni życia spędził w inkubatorze, który do szpitala w Tarnowie trafił od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dziś 18-letni kierowca wyścigowy Maciej Dreszer zachęca do pomagania innym.

Uparłeś się, żeby podczas 24-godzinnego wyścigu samochodowego w Dubaju wystartować w barwach WOŚP. Dlaczego?
To proste. Chciałem odwdzięczyć się Orkiestrze i propagować ideę pomagania innym.

Odwdzięczyć? Akcja Jurka Owsiaka uratowała ci życie?
W pewnym sensie właśnie tak się stało. Dana mi została szansa normalnego, zdrowego życia. Dzięki inkubatorowi, który znalazł się w tarnowskim szpitalu właśnie z zakupów WOŚP.

Byłeś wcześniakiem?
Urodziłem się na miesiąc przed wyznaczonym przez lekarzy terminem. Trafiłem do inkubatora, a od rodziców wiem, że znajdowało się na nim serduszko Orkiestry. Wolę się nie zastanawiać co by było, gdyby takim właśnie sprzętem szpital wtedy nie dysponował.

Teraz, po 18 latach od tamtych wydarzeń, postanowiłeś, że pora spłacać dług Orkiestrze?
Znacznie wcześniej. Nie było wcale tak, że przypomniałem sobie o wdzięczności dopiero, kiedy zacząłem się ścigać. WOŚP przewija się cały czas przez moje życie. Odkąd sięgam pamięcią, mój tato bardzo pomagał tej fundacji. Jako kilkulatek pamiętam, że wygrał orkiestrową licytację i sprawował honory kasztelana zamku w Łęczycy. A ja jako maluch wrzucałem drobniaki do puszek kwestujących.

Zależało ci na starcie w 24-godzinnym wyścigu w Dubaju?
To było moje marzenie. Okazało się, że wyścig odbędzie się akurat na dzień przed tegorocznym finałem Orkiestry. Dlatego strasznie chciałem wystartować "w barwach" WOŚP. Zgodę Jurka Owsiaka otrzymałem bez najmniejszego problemu.

Ale o ile mi wiadomo z tego powodu świadomie utraciłeś szansę na zwycięstwo w tej imprezie?
Dla mnie najważniejszym celem było propagowanie pomocy innym, zwycięstwo pozostawało na dalszym planie. Zespół BMW, w którym miałem wystartować, nie mógł umieścić orkiestrowego serduszka na masce, z powodu kontraktów sponsorskich. To auto wygrało cały wyścig w swojej klasie. Mimo kontraktu z BMW na najbliższe lata nie pojechałem tym autem. To była lekcja pokory.

No to jakim cudem orkiestrowa wyścigówka ostatecznie jednak wyjechała na tor?
Dzięki zrozumieniu idei dobroczynności przez przyjaciół z Belgii i Francji.

Poszło gładko, bo słyszeli coś o Owsiaku i jego akcji?
Nie, ale kiedy opowiedzieliśmy im o Orkiestrze, pomysł bardzo się spodobał. Spełniłem więc marzenie o starcie w tej imprezie, przejechałem 2,5 tysiąca kilometrów, zająłem w swojej klasie 13 miejsce. Na torze dosłownie czułem doping Jurka Owsiaka i wszystkich ludzi związanych z Orkiestrą. Nawet wolontariusze WOŚP kwestujący w Dubaju, przyszli na wyścig. A krótko po przejechaniu mety rozpocząłem drugi wyścig, żeby następnego dnia zdążyć na finał WOŚP do Warszawy. Udało się, choć Jurek Owsiak chyba nie do końca wierzył, że to będzie możliwe.

Kasku z tego wyścigu już się pozbyłeś?
Nie było mi łatwo się z nim rozstać, bo mam sentyment do takich rzeczy. Ale przeznaczyłem go na aukcję WOŚP. Pieniądze przydadzą się potrzebującym. Podobnie jak kwota z aukcji, której zwycięzca pojedzie ze mną na trening na torze Jastrząb koło Radomia. Najwięcej zapłacił pasjonat motosportu, który wylicytował wyjazd weekendowy na wyścig na torze Nurburgring w Niemczech, gdzie na 48 godzin zostanie członkiem mojego zespołu wyścigowego.

Masz 18 lat, na koncie m.in. wicemistrzostwo Europy w rajdach górskich, jako najmłodszy na świecie kierowca startowałeś w długodystansowym wyścigu w Nurburgring. A jakie były twoje pierwsze cztery kółka?
Jako sześciolatek dostałem od rodziców małego gokarta. Jeździłem nim na parkingu, obok firmy taty. Bardzo szybko dała znać o sobie moja pasja do motoryzacji. Zresztą od zawsze mnie pociągała. Interesowałem się samochodami, znałem historię powstania poszczególnych modeli, ich wyposażenie.

A kiedy udało się usiąść za kierownicą prawdziwego samochodu?
Miałem wtedy 12 lat. To był taki dostawczak z firmy taty. Ale spokojnie, nie jeździłem nim po ulicach, tylko na zamkniętym prywatnym parkingu (śmiech). W gokarcie mogłem trochę tam podriftować, w busie trudniej było sobie poradzić. Tak to mniej więcej wyglądało przez kilka lat. W międzyczasie jeździłem oglądać amatorskie rajdy, co jeszcze bardziej związało mnie z motosportem. No i jako 16-latek po raz pierwszy wystartowałem w wyścigu.

Teraz jesteś o dwa lata starszy, kariera się rozwija, ale coraz bliżej zdaje się także matura?
No tak, już w tym roku. Cały czas myśl o niej krąży gdzieś z tyłu głowy. To też walka o podium. Na tym się teraz koncentruję.

Karierę kierowcy wyścigowego da się w ogóle jakoś pogodzić ze szkolną ławką?
Łatwo nie jest. Chodzę do VII LO w Tarnowie. Ale do ubiegłego roku miałem indywidualny tok nauki, żeby nie robić sobie zaległości. W maturalnej klasie tak się już nie da. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że szkoła jest bardzo ważna. Przykładam się więc do nauki jak mogę, godząc ją jakoś z treningami i przygotowaniami do sezonu.

Po maturze pewnie od razu przyjdzie pora na studia. Konflikt będzie trwał.
Po maturze daję sobie rok odpoczynku od nauki i skoncentruję się na wyścigach. To będzie też czas na zastanowienie się, jakie studia wybrać.

Do szkoły też jeździsz wyścigowym samochodem?
Wcale nie. Mam małolitrażowe autko.

No to poszaleć się nim chyba nie da?
To mały miejski samochód. Zupełnie mi wystarcza. Wyżywać to się mogę na torze wyścigowym. Po ulicach jeżdżę spokojnie, jak większość kierowców. Staram się zresztą walczyć o to, żeby ludzie poruszali się po drogach bezpiecznie, nie narażali ani siebie, ani innych.

Ale w garażu widzę błyszczącą, czerwoną, niekompletną jeszcze karoserię znacznie ciekawszego samochodu.
To mój samochód-marzenie z lat dzieciństwa. Egzemplarz nr 78 limitowanej serii samochodów "cywilnych", które Mitsubishi wypuściło na rynek, by upamiętnić sukcesy mistrza świata Tommi Makinena. Wóz jest teraz praktycznie od podstaw odbudowywany.

A pod maską będzie miał...
...420 koni mechanicznych.

To już potwór, a nie miejskie autko!
Ale w takim samochodzie łatwiej i bezpieczniej będzie wyprzedzać w zwykłym ulicznym ruchu (śmiech). Wygodniej będzie nim dojeżdżać na zawody, kiedy do pokonania mamy 1,5 tys. kilometrów.

A ten czarny wóz obok też na rodzinny nie wygląda.
Po wygraniu Pucharu Toyoty dostałem od managera mojego teamu najnowszego McLarena. Tak do poćwiczenia i przetestowania najnowszych technologii. Mam za zadanie trenować nim przez najbliższy rok, by być gotowym do startów w najpoważniejszych wyścigach na świecie. Aplikuję jako kierowca testowy McLarena. To wielkie wyzwanie, żeby nauczyć się wykorzystywać aerodynamikę do szybszej jazdy.

Dlaczego preferujesz ściganie się na torach, a nie na przykład w rajdach?
Rajdy też lubię, ale w nich rywalizuje się głównie z czasem. A na torze jest większa prędkość, bezpośrednia rywalizacja z innymi kierowcami i mnóstwo adrenaliny.

Ciągnie cię bardziej w kierunku Formuły I, czy może bardziej w stronę rekordowo popularnego rajdu Dakar? O tym ostatnim zrobiło się ostatnio głośno właśnie za sprawą Polaków.
Formuła I to raczej nie mój kierunek. A Dakar? Są jakieś związane z tym marzenia i plany. Mój najbliższy cel to wygranie pucharu BMW, w którym wystartuję w tym sezonie. Jedno jest pewne - do końca kariery będę się starał, żeby na moim samochodzie zawsze znajdowało się serduszko Orkiestry.
Rozmawiał: Andrzej Skórka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska