Sondy na Białej to za mało
Powiat już kilka lat temu kupił kilka sond, które w czasie powodzi monitorują poziom Białej w sześciu punktach pomiarowych - od Bobowej po Tarnów. Ułatwiają one wprawdzie śledzenie tego, gdzie w danej chwili stany ostrzegawcze lub alarmowe są przekroczone, ale trudno tylko na tej podstawie przewidzieć, kiedy i gdzie rzeka wystąpi z koryta.
- Na przykład między sondami ustawionymi w Golance a Tuchowem do rzeki wpływa wiele mniejszych potoków, które są w stanie w znaczący sposób podnieść jej poziom i spotęgować zagrożenie powodziowe - twierdzi Mariusz Ryś, burmistrz Tuchowa.
Będą mierzyć opady
Dzięki współpracy powiatu z Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego opracowany został pilotażowy w kraju program komputerowy. Bazując m.in. na danych dotyczących wysokości opadów i szczegółowych mapach geodezyjnych doliny Białej oraz przekroju samej rzeki jest on w stanie błyskawicznie przeliczyć i pokazać wirtualnie na ekranie komputera skalę potencjalnego zagrożenia.
- W całej zlewni rozmieszczone zostaną na Białej i jej dopływach czujniki poziomu wody, a w różnych miejscach Pogórza także deszczomierze oraz mierniki wilgotności ziemi, pokazujące, ile wody jest ona jeszcze w stanie przyjąć. Wszystkie te dane będą na bieżąco przeliczane i aktualizowane przez system - wyjaśnia Mirosław Banach.
Meteorolodzy na Brzance
Uzupełnieniem Elektronicznego Systemu Ostrzegania Powodziowego będzie lokalny radar meteorologiczny o zasięgu ok. 50 km, który stanie najprawdopodobniej na Brzance. Dzięki niemu można będzie z dużym wyprzedzeniem stwierdzić, jakie opady nawiedzą region.
W różnych miejscach Polski pracuje obecnie osiem radarów meteorologicznych. Najbliższe znajdują się w Brzuchani koło Miechowa oraz w Rzeszowie. Według szacunków powiatu, koszt postawienia radaru może zamknąć się w kwocie 2 mln zł. Pieniądze na ten cel samorząd chce pozyskać z funduszy unijnych. Budowa radaru zbiega się z założeniami Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, który w planach rozbudowy sieci istniejących obiektów tego typu wskazał właśnie okolice Tarnowa.
- Im wcześniej wiemy o niebezpieczeństwie, tym lepiej możemy się na nie przygotować. Gdyby taki system działał w 2010 roku, to może skutki powodzi nie byłyby dla nas wtedy tak dotkliwe - zauważa Mariusz Ryś.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+