Aby dostać się z Pisco do San Juan de Marcona musiał pokonać 504 km południowoamerykańskich wertepów, w tym piekielnie trudny 296 km odcinek specjalny. Choć znowu narzekał na zbyt małą moc silnika quada, był ósmy.
- Nigdy nie miałem tak słabego silnika. Brakuje mu mocy, momentami wybija mi biegi. To oznacza, że jest jakiś problem, który będziemy musieli bardzo szybko rozwiązać – mówił krakowianin. Walkę o przetrwanie na pustynnych bezdrożach porównał zaś do jazdy… „maluchem”. - To przyjemne uczucie, ale brakuje „poweru” pod ręką. Z łokcia można dawać tylko gest Kozakiewicza. Jest tyle miejsc, gdzie można przycisnąć, ale niestety, nie ma czym… - zaznaczył.
Po trzech etapach krakowianin jest szósty i traci blisko czterdzieści minut do prowadzącego Chilijczyka Ignacio Casale.
Follow https://twitter.com/sportmalopolska