Mikołaj Marczyk, który w tym roku startuje także w mistrzostwach świata w klasie WRC2, prowadzenie objął po tym, gdy w sobotę sporego pecha zanotował prowadzący po porannych odcinkach wicelider klasyfikacji generalnej mistrzostw Europy, Hiszpan Nil Solans (Hyundai I20 Rally2). Na drugim popołudniowym OS-ie Hiszpan wypadł z drogi i uszkodził zawieszenie.
Kierowca wraz z pilotem naprawili samochód na trasie, zdołali nawet dojechać do mety, ale prace zajęły im ponad 22 minuty i przestali się liczyć w walce o zwycięstwo. W niedzielę już nie wystartowali, budżet, którego nie wykorzystali w Mikołajkach, przeznaczą na kolejny start w ME.
Zwycięzca rajdu w sumie wygrał pięć z czternastu odcinków specjalnych, wszystkie pierwszego dnia. Po sobotnim etapie Marczyk miał ponad 20 sekund przewagi nad drugim, Szwedem Tomem Kristennsonem (Hyundai I20 Rally2), dlatego w niedzielę jechał spokojnie, kontrolował sytuację, aby nie stracić prowadzenia.
- Było ciężko - przyznał Marczyk. - Początek dnia był w porządku, później pojawił się problem. Na odcinku Mikołajki Max miałem dobre wyczucie i postanowiłem przycisnąć, aby wypracować większą przewagę, ale na kilometr przed metą dostało się trochę szutru do chłodnicy. Mieliśmy szczęście, jeszcze jeden kilometr więcej i pewnie nie mielibyśmy silnika, bo jego temperatura dochodziła do 140 stopni.
Tuż po przekroczeniu linii mety tego odcinka Marczyk z pilotem położyli się pod samochodem i oczyścili zablokowaną chłodnicę. Dzięki temu zdążyli na start do kolejnej próby i wygrali cały rajd.
- Jesteśmy tutaj jako zwycięzcy Rajdu Polski. To niewiarygodne"- podkreślił polski kierowca.
Następną, piątą rundą mistrzostw Europy jest szutrowy Rajd Żmudzi na Litwie (8-9 lipca br.).
