Redyk karpacki to wspólne przedsięwzięcie górali z Rumunii, Słowacji, Ukrainy, Czech i Polski. Wspólny przepęd stada owiec z rumuńskiej Transylwanii przez całe pasmo Karpat ma mieć przede wszystkim oddźwięk promocyjny.
- Chcemy w ten sposób przypomnieć światu, że kultura Karpat zrodziła się z pięknej tradycji pasterskiej i jest nadal kultywowana - wyjaśnia Andrzej Skupień ze starostwa tatrzańskiego w Zakopanem, które mocno włączyło się w promocję redyku.
Stado 600 owiec wraz z doświadczonymi bacami i juhasami wyruszyło w drogę w lipcu. Kilka dni temu połowa owiec dotarła na Podhale. Druga połowa została podarowana Hucułom na Ukrainie. Średnio stado pokonuje dziennie ok. 10 km. W poprzedni piątek stado przeszło Krupówkami, co dla turystów było nie lada atrakcją.
Gdy owce dotarły na Podhale, w Polsce panowały duże upały. Pod Tatrami słupki rtęci pokazywały do 32 stopni ciepła. I to zaniepokoiło animalsów.
- O ile w samym Zakopanem z owcami nie było problemów, bo w mieście były ustawione poidła dla zwierząt, o tyle gorzej było poza miastem - mówi "Krakowskiej" Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Jej zdaniem z materiałów filmowych widać, że owce były wycieńczone. Widać, że szukały nie tylko cienia, ale wykopywały dołki w ziemi, żeby się tam ochłodzić. Zwierzęta ciężko dyszały. Animalsi konsultują sytuację ze swoimi specjalistami od zwierząt i rozważają zgłoszenie sprawy do prokuratury.
- Mamy więcej pytań do organizatorów, m.in. czy były jakieś wypadki zwierząt na trasie, o ich kondycję obecnie, tym bardziej że owce są w połowie swojej drogi - dodaje Beata Czerska.Informację io sprawie nagłośnił pierwszy portal onet.pl. Piotr Kohut, prezes Fundacji Pasterstwo Transhumancyjne, która zorganizowała redyk, a który idzie z owcami od samej Rumunii, zdziwiony jest zarzutami animalsów.
- Najchętniej zaprosiłbym panią z towarzystwa, by przeszła z nami choć jeden dzień. Przekonałaby się, że owcom nic nie jest - mówi. Jak wyjaśnia, w czasie wielkich upałów bacowie i juhasi robili niezaplanowane przerwy w wędrówce. - W południe, gdy było największe słońce, nie szliśmy. Nadrabialiśmy trasę wieczorem i rano. Z tej też przyczyny spóźniliśmy się na jedną z plenerowych imprez po drodze, o co zresztą były pretensje do nas - wyjaśnia.
Poza tym owce w redyku średnio dziennie przechodzą dystans, który normalnie na pastwisku codziennie pokonują skubiąc trawę. Gdzie tu więc jest męczenie zwierząt?
Stado redyku karpackiego jest pod stałym nadzorem weterynaryjnym. Od samej Transylwanii idzie z nim rumuński weterynarz. Ten, zdaniem Kohuta, nie ma nic do zarzucenia organizatorom.
- Kondycję owiec ocenia jako bardzo dobrą - mówi Kohut. Górale z Zakopanego dodają, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zapomina o jednej rzeczy. - Animalsi szukają afery nie tam gdzie ona jest. Gdyby poczytali trochę o owcach, to by wiedzieli, że owca to takie zwierzę, które gdy jest zmęczone i nie chce iść, to choćby ją juhas i baca razem pchali, nie ruszy się. Zmęczona kładzie się po prostu na polanie - mówi góral Dariusz Galica. Zdaniem naukowców, owcom w redyku nie powinno nic grozić.
- Wełna owiec działa jak izolator. Zimą je ogrzewa, a latem chroni przed nadmiernym nagrzewaniem. Oczywiście powoduje to również, że ciężej jest oddać nadmierną temperaturę z organizmu. Gdy jednak owce w środku dnia nie wędrowały, nie powinno im nic być - mówi prof. dr hab. Tomasz Gruszecki z Katedry Hodowli Małych Przeżuwaczy i Doradztwa Rolniczego Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
Jak dodaje naukowiec, dla owcy górskiej przejście 10-15 km dziennie również nie powinno stanowić problemu.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+