Oficjalnie zabici na wojnie uważani są za "zaginionych bez wieści" - informuje SBU.
"To nie jest kostnica, to wysypisko. Ogromne pole, czy coś takiego... Poligon, nie poligon. Ogrodzone, odgrodzone, nikogo nie wpuszczają. Tysiącami ich przywożą. Stos na wysokość człowieka" - mówi w przechwyconej rozmowie telefonicznej ze swoją żoną okupant z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
Według jego słów ochrona obiektu zarabia ogromne pieniądze, pomagając znaleźć krewnym szczątki swoich bliskich.
"Żołnierz DRL dowiedział się o tym, gdy jego znajoma znalazła tam ciało brata. Tak więc rodzice, żony i krewni okupantów powinni się zastanowić - czy są gotowi, by ciała ich bliskich zostały rozszarpane przez psy albo zgniły na poligonie pod gołym niebem? A może powinni zrobić wszystko, co się da, by w ogóle nie szli na tę wojnę?" - czytamy we wpisie zamieszczonym przez SBU.
