Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z policjantem, który uratował miesięczne dziecko

Monika Pawłowska
Monika Pawłowska
Z aspirantem sztabowym Mirosławem Jasińskim, dyżurnym Komendy Powiatowej Policji w Oświęcimiu

Jak długo jest Pan już w służbie? Zawsze z telefonem przy uchu?
Już ponad 26 lat pracuję w policji, ale nie zawsze z telefonem. Zaczynałem w oddziałach prewencji w Krakowie, potem był komisariat policji w Brzeszczach - patrolówka, dzielnica, no i wydział kryminalny. Ten to mi „życia zabrał”.
I kończy Pan przed emeryturą na dyżurce w komendzie w Oświęcimiu?
Na razie nigdzie się nie wybieram. Laikom może się wydawać, że to ciepła i nudna posadka, a tymczasem to jak przejście na „poziom wyżej”. Przełożeni dostrzegli we mnie takie predyspozycje, które pozwalają mi kierować policjantami pod nieobecność komendanta, jego zastępcy i naczelników. To wielka odpowiedzialność.
Te predyspozycje sprawiły, że uratował Pan życie zaledwie miesięcznego chłopczyka. Pamięta Pan ten wieczór?
Chyba nigdy nie zapomnę. Był czwartek, 2 marca. O godz. 19 zadzwonił telefon. Odebrałem. Pierwsze co usłyszałem w słuchawce, to słowa: „Mój miesięczny wnuk jest chory, dostał antybiotyk, teraz ma płytki oddech, a ciało jest zwiotczałe”. Szybko przemyślałem sytuację. Zapytałem, czy oddycha, a kiedy usłyszałem, że oddycha, poprosiłem, aby dziecko ułożono na boku.
Dlaczego na boku?
Gdyby dziecko leżało na plecach, język mógłby się zapaść i mogłoby dojść do uduszenia.
I co było dalej?
Usłyszałem, jak dzwoniący przekazuje polecenia kobietom. Słyszałem je w tle - podejrzewam, że to były matka i babcia malucha. Zapytałem, czy dziecko ma gorączkę. Usłyszałem, że nie gorączkuje. To było trochę dziwne, ale zaraz przypomniałem sobie rozmowy moich młodszych kolegów i koleżanek, że teraz to takie dziwne te choroby, że bez wysokich gorączek. Następnie przekazałem zgłoszenie do pogotowia ratunkowego. Nim skończyliśmy rozmowę karetka z Zatora już była na miejscu, w Przeciszowie.
Jednym słowem ratownik medyczny w mundurze policjanta.
Wszyscy mamy szkolenia, ale to była bardzo nietypowa sytuacja. Po raz pierwszy udzielałem pomocy nie „na żywo”, ale przez telefon. Po prostu zrobiłem, co mogłem, nic nadzwyczajnego.
Pewnie pomoc dotarłaby jeszcze szybciej, gdyby dziadek od razu zadzwonił na 999.
Tak, jak się później okazało, ten Pan nie miał świadomości, gdzie się dodzwonił. Po prostu wykręcił numer, który pamiętał, czyli 997.
W sumie ciekawa ta Pana praca. Jest Pan z siebie dumny?
Jasne. Najważniejsze, że cała historia zakończyła się szczęśliwie, a z tego, co wiem, maluch dochodzi do zdrowia w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska