- Jest Pan przesądny?
- Już wiem do czego Pan pije, do mojego bordowego sweterka, z którym nie rozstawałem się w kilku finałach. Teraz schowałem go do szafy, ale wkładałem stare, zdarte dżinsy. Na szczęście.
- A co to za zwyczaj z paleniem cygara po zdobyciu mistrzostwa?
- W Czechach jest taka tradycja hokejowa, że trener, zawodnicy mistrzowskiej drużyny palą cygaro. Nie przepadam za tym, na co dzień przecież nie palę papierosów.
- Wszyscy zawodnicy nie golili się w trakcie play-off. Pan też trzymał się tej zasady? Wiem, że w poprzednich sezonach czasami się Pan wyłamywał, kosztowało to Pana podobno 300 złotych.
- W tym roku w ogóle się nie goliłem, więc nie muszę nic wpłacać do kasy drużyny.
- W boksie nigdy nie pokazuje Pan emocji. I w finale zachowywał Pan stoicki spokój.
- Już taki mam charakter. A poza tym uważam, że swoje emocje powinienem zostawić dla siebie. Drużyna musi widzieć, że trener panuje nad sytuacją, w hokeju to jest bardzo istotne. Trzeba błyskawicznie reagować na wydarzenia na lodzie, w zależności od sytuacji posyłać na taflę różne piątki, w różnych konfiguracjach personalnych. A w finałowym meczu w Tychach gdzieś w głębi duszy przeczuwałem, że to się dla nas dobrze skończy.
- To był dla Pana trudny sezon. W grudniu po kilku wpadkach doszło do zawirowań. Zagranicznym graczom zamrożono jedną trzecią kontraktów, z tego powodu odeszli Patrik Svitana i Richard Jenczik. Potem wstrzymano wypłacanie premii. Jak Panu udało się to poskładać?
- Te zawirowania wyniknęły z tego, że nie było takich wyników, jakich oczekiwaliśmy. Zorganizowaliśmy się od nowa, nikt na nic nie narzekał, chłopcy wzięli się w garść, bo chcieli zdobyć tytuł mistrzowski. Bardzo pomogli nam w play-off Petr Kalus i Tomas Sykora.
- Co stanowi o sile drużyny?
- Kolektyw! Każdy z graczy wniósł coś pozytywnego w play- off, każdy ma swój udział w „złocie”. Przykładowo bardzo ważną bramkę w trzecim meczu w Krakowie zdobył gracz czwartego ataku Oliver Paczkowski, w piątej potyczce w Tychach obrońca Bartosz Dąbkowski. Z tych cegiełek złożyło się „złoto”.
- Cracovię czekają znowu wielkie wyzwania: obrona tytułu mistrzowskiego i start w Lidze Mistrzów. Obecna kadra wystarczy?
- Na pewno wymaga wzmocnień. Temat jest otwarty, będę o tym rozmawiał z panem profesorem Filipiakiem. Chętnie ściągnęlibyśmy kilku graczy z polskich klubów, ale musimy zorientować się, jakie kwoty nasze kluby podyktują. Czasem są horrendalne.
- Pomówmy o konkretach. Chcecie przedłużyć kontrakt z 39-letnim obrońcą Lukasem Zibem?
- Strzelił w play-off kilka ważnych bramek. Myślę, że jeszcze rok da radę pograć.
- A Kalus i Sykora zostaną w Cracovii?
- Wyrażają taką chęć.
- Kończą się kontrakty za granicą Aronowi Chmielewskiemu i Patrykowi Wronce. Widziałby ich Pan w Cracovii?
- To też jest otwarty temat, ale z tego, co wiem Chmielewski chciałby zostać w Czechach, a Wronka myśli o kierunku fińskim.
- Ma Pan w Cracovii taką pozycję jak Alex Ferguson w Manchesterze United. Jest Pan trenerem, menedżerem zespołu, decyduje w sekcji o wszystkim...
- Nie do końca. Jest grupa kilku osób, która tymi sprawami się zajmuje. W sekcji jest mój asystent Mariusz Dulęba, kierownik drużyny Sebastian Witowski, w klubie wspomagają mnie wiceprezes Jakub Tabisz, Tomasz Bałdys. Wspólnie analizujemy oferty, przedkładamy je prezesowi. On ma decydujący głos, bo przecież wykłada pieniądze.
- Pracuje Pan w klubie już trzynasty rok. Nie czuje się Pan w Cracovii wypalony?
- Absolutnie nie! Mam swoje powiedzenie - stereotyp zabija! Mam nowe pomysły, najważniejsze, że stale idziemy do przodu.
- Trener powinien być bardziej katem czy partnerem?
- Różnie. Są sytuacje, że muszę być brutalny, ale czasem potrzebna jest wyrozumiałość, łagodność. Najważniejsze, żeby w zespole były porządek i dyscyplina. W tym sezonie nasi gracze popełniali stanowczo za dużo fauli. Dlatego wprowadzę od nowego sezonu taryfikator za zbyteczne faule.
- Jak to było z tym przedłużeniem kontraktu do 2020 roku? Krążą o tym różne plotki.
- Dzisiaj mogę zdradzić kulisy. Miałem kontrakt z klubem do 31 marca. A wielki finał był 2 kwietnia. Bez przedłużenia kontraktu nie mógłbym w niedzielę zasiąść w boksie Cracovii. Oczywiście to było uzgodnione wcześniej, ale okoliczności zmusiły nas do szybszego ogłoszenia decyzji.
- Czy po tylu latach pracy w Cracovii nie chciałby się Pan na stałe przenieść do Krakowa?
- Kraków to piękne miasto, bardzo lubię pospacerować sobie po Rynku, ale najlepiej znam drogę między moim mieszkaniem na os. Ruczaj a lodowiskiem przy ul. Siedleckiego. Mam dom w Porubie, to jest dzielnica Ostrawy. Tam mieszka moja żona Sylvia. Jest nauczycielką, ma swoją pracę. Dzięki autostradzie z Krakowa do Poruby jadę samochodem w godzinę i 45 minut.