Rzecznik Janusz Kochanowski wysłał list do ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, prosząc o podjęcie decyzji, czy państwo polskie wypłaci odszkodowania za wywłaszczenia pod budowę obozu KL Auschwitz-Birkenau.
- Mam nadzieję, że zbliżamy się do finału - mówi Kozioł, który jest wiceprezesem Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych przez III Rzeszę na rzecz Budowy KL Auschwitz. Skupia ono rodziny z Oświęcimia, Brzezinki i pobliskich miejscowości, domagające się odszkodowań za odebrany im przez hitlerowców majątek.
W 2001 roku rząd niemiecki za pośrednictwem fundacji "Polsko-Niemieckie Pojednanie" przyjmował wnioski o rekompensaty. Jednak czteromiesięczny termin był zbyt krótki i ponad połowa uprawnionych nie zdążyła z ich złożeniem. Rozproszeni po całym świecie byli mieszkańcy Oświęcimia często po prostu nie wiedzieli, że mogą się starać o gratyfikację za wojenne straty. Pieniądze dostało wówczas ok. 240 osób.
Po latach starań stowarzyszenia o uwzględnienie spóźnionych wniosków, sprawą zajęli się małopolscy posłowie: Beata Szydło (PiS), Stanisław Rydzoń (Lewica) i Janusz Chwierut (PO). Efektem jest interwencja RPO.
Dziś Niemcy uznają sprawę za zakończoną i jedynie polski rząd może wziąć na siebie wypłatę odszkodowań. - Niemcy przepędzili ludzi z Brzezinki, zburzyli domy i z zebranych cegieł zbudowali baraki - tłumaczy Józef Kozioł. - Po wojnie powstało muzeum, ale wywłaszczeni ludzie zostali z niczym - dodaje.
Rzecznik praw obywatelskich dostrzegł problem. - Odszkodowania wypłacane przez stronę niemiecką dotyczyły głównie szkód na osobach, a polskie przepisy mówiły o rekompensatach za zajęte mienie - pisze Janusz Kochanowski do ministra Grabarczyka. Uzasadnia, że "nadal istnieje grupa osób, które poniosły szkody, a z uwagi na krótki termin dochodzeń roszczeń wobec strony niemieckiej nie uzyskały odszkodowania".
Jakie będzie stanowisko ministra Grabarczyka - nie wiadomo. Roszczenia poszkodowanych opiewają na kwotę ok. 11 mln przedwojennych złotych.