Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sądecczyzna: Sikoń pozwał Polskę

Stanisław Śmierciak
Stanisław Śmierciak
Jan Sikoń rolnik z wioski Łukowica w powiecie limanowskim, a obecnie z przymusu także przedsiębiorca w USA, jako działacz NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych, domaga się zadośćuczynienia za krzywdy z przeszłości. Pozwał Polskę o zrekompensowanie dawnych krzywd kwotą półtora miliona złotych.

- Wróciłem 12 grudnia 1981 roku z Bielska i zmęczony usnąłem w swoim domu - wspomina Jan Sikoń. - Obudzili nie mundurowi, mówiąc, że był wypadek i muszą zobaczyć samochód. Poszedłem w piżamie. Postawiłem nogi na progu domu, a tu zatrzasnęły się kajdanki na moich rękach. Bez słowa wepchnięto mnie do nyski i w drogę. W domu nikt nie wiedział, co się ze mną stało, bo akurat wszyscy spali.
Władysław Piksa z Czerńca były szef i do dziś legenda rolniczej "S" na Sądecczyźnie, wyznaje, że też był internowany, ale bardziej cywilizowanie i komfortowo niż Jan Sikoń.

- Nas zabierano mówiąc, że jesteśmy internowani. Wieziono do Załęża w grupie siedemnastu znających się osób. Sikonia na Limanowszczyźnie porwano nocą z domu. Trzymano na komendzie pod lufą karabinu maszynowego wycelowaną w jego pierś. Wreszcie też odstawiono do Załęża. Tam spotkaliśmy się tylko raz, podczas mszy, którą odprawiał dla nas biskup Ablewicz. Wtedy Sikoń wypłakał się do mnie, że po tym, jak porwano go 13 grudnia, to rodzina poznała jego los dopiero w Wigilię Bożego Narodzenia, gdy dostała jego list z Załęża. Żona z rozpaczy poroniła.

- To, co ze mną zrobiono, nie było działaniem legalnym nawet wedle tamtego komunistycznego prawa - argumentuje dziś Sikoń. To był akt terroru. Ciąg dalszych poczynań wobec mnie również był terroryzmem. Zastraszano mnie i rodzinę. W 1987 roku musiałem opuścić Polskę z paszportem w jedną stronę. Nawet w USA nie dano mi spokoju. Agenci polskich służb specjalnych "odwiedzali" mnie tam, a także wówczas, kiedy już legalnie mogłem przyjeżdżać do Polski, która wciąż nie jest krajem o jaki walczyłem.
Sikoń nawet na sali rozpraw koncentruje swe wystąpienia i oświadczenia na podkreślaniu, że jest ofiarą terroryzmu oraz motywowaniu, że w Polsce nadal nie może czuć się bezpieczny. Słowa podpiera dokumentami z IPN.

- Na decyzjach oraz protokołach o zatrzymaniu mnie brak podpisów, więc nigdy nie były ważne i legalne - przekonuje Jan Sikoń. - Teraz chciałbym spojrzeć w oczy wówczas młodego chłopaka w mundurze, który kilkadziesiąt minut mierzył we mnie z kałacha. Zobaczyć jego reakcję. Dowiedzieć się, co on i jego ówcześni mocodawcy robią. Czy nadal mają władzę i kasę? Czy komuś powiedzieli przepraszam? Czy czują skruchę?

Sikoń mówi, że ma nadzieję na sprawiedliwość dziejową w stosunku do jego osoby. Dlatego nie rości praw do 25 tys. zł "jałmużny" ustawowo przysługującej szykanowanym działaczom podziemia.
- Pozwałem Polskę, bo kogo mam pozwać innego, skoro widzę że w kraju nadal nie dość zmian, o które walczyłem, że nie odcięto się od przeszłości.
Na kolejnych rozprawach, a były już trzy, sąd koncentruje się na aspektach ekonomicznych strat poniesionych przez Jana Sikonia. Analizuje prawa własności gospodarstwa, ceny i koszty sprzed lat.
Sikoń nie tego oczekiwał wnosząc pozew.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska