Na pograniczu Lachów i Górali
Jastrzębie to malowniczo położona miejscowość w dolinie potoku Jastrząbka, otoczone wzniesieniami Skiełek, Spleźnia i Klończyk. To pogranicze Lachów i Górali, choć rodzina pana Franciszka bardziej czuje się tymi drugimi. Dawniej wszyscy żyli tu z uprawy roli, ale z czasem gospodarzenie przestawało się opłacać i młodzi wyjeżdżali za granicę, do miast lub zajmowali się innych fachem.
Franciszek Sikoń też był zmuszony wyjeżdżać za chlebem. W Katowicach budował dachy.
- Robiłem jednak wszystko, żeby nie zaprzepaścić naszej rodzinnej tradycji gospodarzenia. Razem z żoną uprawialiśmy zboże i hodowaliśmy zwierzęta. Było ciężko, ale udało się to wszystko pogodzić - wspomina rolnik.
Rodzice najlepszymi nauczycielami
- Klepać kosę nauczył mnie ojciec, który niestety odszedł dość młodo. Tak sobie po latach uświadomiłem, że tak szybko nauczył mnie fachu, bo chyba wiedział, że jest słabego zdrowia, więc chciał mi pokazać jak najwięcej przed śmiercią - wspomina dzieciństwo gospodarz.
Rolnik podkreśla, że kosę wyklepać trzeba przed i po koszeniu, żeby diabeł się jej nie chycił. Bo jak się czart weźmie za kosę to gospodarz nie będzie miał z niej pożytku.
Z kolei kosić zboże nauczyła go mama.
- To był silna i gospodarna kobieta. Jak uczyła mnie trzymania kosy, to pod pachę wkładała mi kapelusz. Jak wylatywał, to znaczy, ze źle trzymałem kosę, a jak trzymał się dobrze po pachą, to koszenie szło dobrze. Technika koszenia jest bardzo ważna. Jeśli ktoś potrafi dobrze kosić, to nie zmęczy się bardzo pracą, a jeśli robi to źle, to zmorduje się okrutnie - mówi pan Franciszek.
Wehikuł czasu
Kilka lat temu córka pana Franciszka Agata razem z mężem postanowili stworzyć w gospodarstwie mały skansen. Powstał skansen, który niczym wehikuł czasu przenosi w niezwykłą podróż do XIX-wiecznej, chłopskiej zagrody. Pan Franciszek jest dobrym duchem tego miejsca, uwielbia opowiadać i pokazywać jak dawniej się gospodarzyło.
Rolnik własnoręcznie klepie i ostrzy kosę. Po koszeniu jest układanie kopek z chochołem. W stodole młócenie zboża cepami, a później za pomocą młynka na korbę odsiewa się ziarno od plew. Następnie czyste ziarno trafia do żarna, czyli urządzenia do ręcznego mielenia zboża, złożonego z dwóch kamieni, jednego nad drugim, z których górny jest ruchomy. Z gotowej mąki powstaje tradycyjny chleb, który jest wypiekany w domowym piecu.
- Chcemy pokazać ludziom, że chleb wciąż można uzyskać z pracy własnych rąk. Robi to wrażenie nie tylko na dzieciach, które do nas przychodzą. Dorośli, jak widzą, że ziarna pod wpływem tarcia dwóch kamieni zamieniają się w mąkę, to przypominają im się lata dzieciństwa lub opowieści dziadków - mówi gospodarz.
Stara chata
Na terenie gospodarstwa jest tez stara chata. Dom składa się z kuchni i izby. Spod bielonych na niebiesko ścian, wyzierają drewniane belki mszyte mchem. Z kuchni drzwi prowadzą do izdebki, która dawniej pełniła funkcję pokoju, salonu i sypialni. Pod ścianą drewniane łóżko przykryte siennikiem i kapą, obok kołyska. W kącie stara, drewniana maszyna do szycia, szafa, skrzynia wanna. U powały uwieszona drewniana huśtawka. Uwagę przykuwają święte obrazy, które, jak nakazywała ludowa pobożność, są odświętnie przybrane. W kuchni na ścianie wiszą pąki suszonych ziół, poświęcony wianek w Boże Ciało oraz bukiety robione na Matkę Boską Zielną.
Po co są strefy czystego transportu?
