Profesor na tropie dzikiego zboża
Teorie teoriami, ale w rozwiązaniu zagadki trzeba się wspomóc głosem specjalisty. Jakiś czas temu zdziczałym zboże zainteresowała się zawodowo prof. Renata Bączek-Kwinta z Katedry Fizjologii Roślin Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Okazuje się, że romantyczna teoria związana z uprawami zbóż przed wybudowaniem Nowej Huty nie ma potwierdzenia w faktach.
- Rośliny uprawne nie byłyby w stanie przetrwać przez ponad 70 lat i co roku kiełkować - wyjaśnia ekspertka.
Jęczmień z miejskim rodowodem
Dzikie zboże to jęczmień płonny nazywany "mieszczuchem", ponieważ upodobał sobie środowisko miejskie.
- Ileś wieków temu przybył do Polski (a także do innych krajów) znad Morza Śródziemnego, być może z nasionami roślin uprawnych, a może kilka jego nasion przykleiło się do ekwipunku jakiegoś wędrowca, a potem tu i tam odpadało? W każdym razie rozmnożył się szybko – z jednego nasionka roślina, na roślinie kłos, w kłosie kilkadziesiąt nasion. Jęczmień płonny rozmnaża asie szybciej niż inne rośliny - mówi ekspertka.
Jęczmień lubi azot
A dlaczego częściej można go spotkać w mieście niż na wsi? Bo w miastach jest zawsze cieplej. Mówi się nawet o tym, że miasta są „wyspami ciepła”.
- Dodatkowo roślina ta lubi azot, który jest składnikiem moczu. Dlatego też rośliny te świetnie odnajdują się w miejscach gdzie właścicielami psów chodzą ze swoimi pupilami na spacer - dodaje prof. Bączek-Kwinta.
