Cała rodzina plotła
Z wikliniarstwa w Żarkach i w sąsiednich miejscowościach kilkadziesiąt lat temu żyły całe rodziny.
- Każdy miał swoja działkę, ja robiłem podstawę, żona wyplatała, a dzieci zajmowały się pracami kosmetycznymi. Miło było patrzeć jak spod naszych rąk codziennie wychodziła partia koszy - wspomina stare czasy wikliniarz.
Rzemieślnik pracuje głównie na wiklinie czerwonej tzw. „amerykance”, która jest najbardziej wytrzymała. Jest jeszcze odmiana żółta „konopianka”, która ładnie się prezentuje.
Wiklina to materiał, który wytrzymuje wiele lat użytkowania. Aby surowiec ten nabrał mocy wiklinę trzeba solidnie wysuszyć. Najlepiej, żeby leżakował ok. dwa tygodnie w suchym i ciepłym miejscu. Przed wykorzystaniem jej do zrobienia koszyka trzeba ją
namoczyć, aby nabrała odpowiedniej elastyczności.
Na początku jest denko
Z tak przygotowaną wikliną możemy przystąpić do pracy. Wyplatanie koszyka zaczyna się od stworzenia denka. Je przybijamy gwoździem by można było nim obracać. Od denka mocujemy pionowe gałęzie nazywane „stawami” i dookoła przeplatamy je poziomo „witkami”. Całość zbijamy młotkiem. W zależności od rodzaju koszyka robi się też uchwyty lub nie. Gotowy produkt maluje się specjalnym lakierem, odpornym na wilgoć i robaki - mówi Julian Kaszuba.
Dziś rynek wikliniarstwa jest na wymarciu. Import z Chin tanich produktów z wikliny nie dał krajowych rzemieślnikom szans na konkurowanie. Mimo, że chińskie produkty nie dorównują naszym jakościowo.
- Obawiam się, że wraz z naszym pokoleniem tradycja wyplatania może odejść w niepamięć. Zostaną tylko ci, co będą robili koszyki w ramach hobby - dodaje Julian Kaszuba.
