Białe szaleństwo
W środę rano dwa auta dachowały w Limanowskiem. O godz. 6.30 w Kasince Małej na drodze krajowej nr 28 panowanie nad fiatem pandą straciła 38-letnia kobieta. Samochód uderzył w barierę ochronną, po czym zjechał ze skarpy i przewrócił się na dach.
Godzinę później w Lubomierzu w podobnej sytuacji znalazł się 49-letni kierowca fiata punto. Auto wpadło w poślizg na oblodzonej drodze, wylądowało w rowie, po czym wywróciło się na dach. W obu tych kolizjach nikt nie ucierpiał, a kierujący byli trzeźwi.
O godz. 10 w Nowym Sączu na ul. Wiśniowieckiego opel najechał na tył stojącego na skrzyżowaniu rovera.
- Gdy pogarszają się warunki drogowe, to paradoksalnie kolizji jest mniej - przekonuje sierż. sztab. Iwona Grzebyk-Dulak, rzecznik sądeckiej policji. - Środa potwierdza tę regułę. Mimo kilku stłuczek, statystyka nie jest tragiczna.
Służby odpowiedzialne za zimowe utrzymanie dróg zapewniały, że sytuacja jest opanowana. W powiatach nowosądeckim, limanowskim i gorlickim w terenie pracowało 49 pługopiaskarek. Wszystkie drogi były przejezdne.
- Nie mieliśmy doniesień o tirach, które nie były w stanie pokonać stromych podjazdów, a takie przypadki zimą często się u nas zdarzają - mówi Zdzisław Dadał z Regionu Dróg Krajowych w Podegrodziu.
W zupełnie innych nastrojach niż kierowcy są z kolei narciarze, którzy o mrozie i śniegu marzyli od tygodni. W nocy z wtorku na środę uruchomiono armatki śnieżne na stokach. Wczoraj jednak można było jeździć tylko na najwyższej stacji Jaworzyny Krynickiej, a także w Tyliczu, Wierchomli i Szczawniku. Na tym ostatnim stoku zjawiło się tysiąc narciarzy. Nie wszystkim podobało się jednak intensywne naśnieżanie z armatek, które trwało także za dnia.
- Armatki ustawiono w taki sposób, że narciarze przejeżdżali pod smugami zmrożonego śniegu - skarży się Hieronim Pokuciński, turysta z Łasku pod Łodzią. Trzy tygodnie spędził w Krynicy-Zdroju, a gdy w końcu doczekał się śniegu, zjechał ze stoku tylko raz.
- Takie ustawienie armatek stanowiło zagrożenie dla narciarzy - twierdzi mężczyzna. - Po wjechaniu w chmurę śniegu osadzał się on na goglach, przez które nic nie było widać. Kupiłem dwugodzinny karnet za 45 złotych i po jednym zjeździe dałem sobie spokój.
Rozgoryczony turysta domagał się w kasie zwrotu pieniędzy. Obsługa się na to nie zgodziła, tłumacząc, że informacja o śnieżeniu była zawieszona na ścianie.
Tomasz Derwich, odpowiedzialny za stok w Szczawniku przekonuje, że śnieżenie nie przeszkadzało amatorom białego szaleństwa. - Jestem przekonany, że wszystkie stacje w Polsce śnieżą, wykorzystując spadek temperatury - mówi Tomasz Derwich. - Gdybyśmy nie uruchomili armatek, to po stoku nie dałoby się jeździć.
Stacja Narciarska Dwie Doliny to dziś największy, po Białce Tatrzańskiej, kompleks narciarski w kraju. Trasy w Wier-chomli i Szczawniku są najdłuższe w Polsce. Mają łącznie prawie cztery kilometry.
Jak mówi Piotr Biedroń z sądeckiej stacji Meteo, opady śniegu i lekki mróz utrzymają się co najmniej jeszcze dziś. Armatki pracują pełną parą w Ryterskim Raju, który zamierza ruszyć w sobotę, a także w Cieniawie. Ta stacja zapowiada powrót do zimowego sezonu już w piątek.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+