Przeterminowane narzędzia chirurgiczne, brak izolatki, a także stanowisk do pielęgnacji niemowląt i specjalnego pomieszczenia w sali operacyjnej, gdzie lekarze powinni myć ręce i zmieniać fartuchy - to niektóre uchybienia, jakie wykrył sanepid w prywatnej krakowskiej klinice ginekologiczno-położniczej "Spes". O tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia z dnia na dzień zerwał kontrakt z tym szpitalem, pisaliśmy wczoraj TUTAJ.
Na liście sporządzonej przez inspektorów, która liczy dziesięć kartek, znalazło się 28 wykroczeń. Zdaniem Anny Armatys, rzeczniczki sanepidu, w tej placówce mogło dojść do katastrofy.
- To nie są żarty - zaznacza rzeczniczka. - Klinika nie spełnia elementarnych norm sanitarno-epidemiologicznych i stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia pacjentów - przekonuje.
Z kontroli inspektorów wynika, że położnice były rozlokowane w całym budynku. W szpitalu nie ma wydzielonego oddziału, gdzie powinny przebywać pacjentki. Do sali operacyjnej wchodzi się bezpośrednio z korytarza. Zakazano więc wykonywania zabiegów, po których pobyt w szpitalu przekracza jedną dobę.
Andrzej Bałasz, dyrektor kliniki, zgadza się ze wszystkimi zarzutami. Zastanawia się jedynie, dlaczego inspektorzy sanepidu dopiero w tym roku zaczęli interesować się jego placówką.
- Działamy na rynku nie od 2-3 miesięcy, tylko od dziesięciu lat. Otrzymaliśmy certyfikaty jakości od dwóch niezależnych zewnętrznych firm, oceniających jakość usług i działalność szpitali. Przez ten czas nie zarejestrowano żadnego zgonu pacjentki, noworodka, ani zakażenia śródszpitalnego. Żadna klinika w Krakowie nie może pochwalić się takimi statystykami, mimo że spełniają wszystkie normy - dodaje.
Potwierdzają to pacjentki. Po naszym wczorajszym tekście, w redakcji rozdzwoniły się telefony. Kobiety zachwalają szpital. Magda Kaczkowska w "Spes" urodziła dwoje dzieci. Syn ma już 2,5 roku, a córeczka 10 miesięcy.
- Lekarze ocalili życie mojego synka, bo pępowina owinęła mu się dookoła szyi. Po porodzie przeszłam załamanie i wyciągnęli mnie z niego. Nie wiem, co mówią normy, ale życzyłabym sobie, aby w Krakowie było więcej takich miejsc i takich profesjonalnych lekarzy. Jest tam czyściutko, rodzinnie, a co najważniejsze, pacjentki czują się naprawdę bezpiecznie - mówi Kaczkowska.
Nieoficjalnie mówi się, że zerwanie kontraktu z prywatnym szpitalem to sposób NFZ na szukanie oszczędności. Jednakże Jolanta Pulchna, rzeczniczka małopolskiego oddziału NFZ, zaprzecza temu. - Odczuwamy kryzys, ale nie oszczędzamy kosztem prywatnych klinik. Gdy sanepid określił uchybienia jako rażące i niebezpieczne dla pacjentek, NFZ uznał, że nie jest możliwa kontynuacja umowy na dotychczasowych warunkach, ze względu na dobro ubezpieczonych - kwituje.