Rodzina Leszka i Grażyny Molów nie może się wprowadzić do nowo wybudowanego domu przy ul. Topolowej w Bydlinie, ponieważ nadzór budowlany wstrzymał prace na budowie. Powód? Sporna granica pomiędzy dwiema działkami. Sąsiedzi Leszka i Grażyny, Barbara i Stanisław Molowie (zbieżność nazwisk jest przypadkowa), twierdzą, że płot przebiega nie w tym miejscu co trzeba i należy go przesunąć - o odległość od 40 do 80 cm. Problem w tym, że jeśli ogrodzenie zostanie przesunięte, będzie znajdować się zbyt blisko nowego domu i niemożliwy będzie odbiór budynku. Chyba że okna od strony ogrodzenia zostaną zamurowane.
Leszek i Grażyna Molowie zaczęli budowę domu w 1998 roku.
- Mieliśmy wszystkie niezbędne dokumenty i pozwolenia. Był geodeta. Zapłaciliśmy za projekt. I nagle okazuje się, że jest problem - denerwuje się pani Grażyna. Jej zdaniem, granica przebiega w dobrym miejscu. - To zamieszanie to sprawka naszych sąsiadów, którzy piszą na nas skargi, gdzie się tylko da.
Barbara i Stanisław Molowie nie zgadzają się z tymi zarzutami. - Kiedy zaczynała się budowa, mówiliśmy, że nie tu jest granica, ale nikt nas nie słuchał - zauważa pan Stanisław. - Stwierdziliśmy jednak, że odpuścimy dla świętego spokoju.
Jednocześnie pani Barbara dodaje, że problem zaczął się tak naprawdę dwa i pół roku temu, kiedy sąsiad podczas prac na swojej działce zniszczył im ogrodzenie i wiatę gospodarczą. - Powiedzieliśmy im, żeby naprawili nam płot. Wtedy zaczęły się wyzwiska, pomówienia, złośliwe docinki. Teraz mówią, że nie dadzą nam spokoju. I za co to wszystko? - zastanawia się Barbara Mól. - Nie chcieli z nami w ogóle rozmawiać, żeby polubownie załatwić sprawę. Leszek Mól mówił tylko: "Będę robił, co będę chciał".
Pani Grażyna twierdzi, że sąsiedzi kłamią. - Usłyszeliśmy od nich, że i za kolejnych 20 lat się tu nie wprowadzimy. Kiedyś Leszek Mól zaatakował nawet męża widłami - denerwuje się pani Grażyna. Zaprzecza też, jakoby jej rodzina zniszczyła ogrodzenie. - Ten płot ma jakieś 20 lat. Oskarżają nas o to, że wyrwaliśmy słupek, który był źle zrobiony i się ruszał. Sprawa się ciągnie, a my w siedem osób mieszkamy w rozpadającej się ruderze, bez bieżącej wody. Do tego mamy niepełnosprawnego syna - płacze pani Grażyna.
Obecnie żadna ze stron nie chce ustąpić, nazywając siebie nawzajem konfliktowymi sąsiadami. Twierdzą, że zaznali zbyt dużo krzywd od drugiej strony.- Trzeba uregulować te granice. Nie chcemy, żeby potem nasze dzieci i wnuki miały taki problem jak my teraz - mówi pani Barbara.
- Dlaczego mamy zamurować okna, które w trudzie wstawiliśmy, skoro nie my zawiniliśmy? - dodaje pani Grażyna.
Spór znalazł finał w Sądzie Administracyjnym w Krakowie . - Jest prowadzone postępowanie w sprawie odstępstw od projektu - wyjaśnia Małgorzata Pasek, zastępca powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Olkuszu. Pierwsza rozprawa odbędzie się 8 stycznia.
Obydwie rodziny zastrzegają, że gdy wyrok będzie dla nich niekorzystny, odwołają się.
Przedwojenny Lasek Wolski [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!