Po miesiącach zwłoki ruszył proces Ryszarda Ścigały, oskarżonego o przyjęcie w 2010 roku łapówki od ówczesnych szefów krakowskiego oddziału spółki Strabag.
Autor: Andrzej Skórka/Gazeta Krakowska
Według śledczych, zależało im na reelekcji Ścigały i jego przychylności przy rozstrzyganiu przetargów na roboty drogowe w Tarnowie. 70 tys. zł miało trafić do ówczesnego prezydenta za pośrednictwem byłego prezesa spółki żużlowej Bogdana G. i jego zastępcy Pawła P. Prokurator Seweryn Borek ujawnił wczoraj w sądzie relację Bogdana G., który twierdzi że Ścigale wręczał gotówkę dwukrotnie - w biurze wyborczym, potem w domu prezydenta.
Ścigała od miesięcy wie, co zarzucają mu śledczy. Jednak, gdy na sali sądowej słuchał odczytywanego przez prokuratora Seweryna Borka aktu oskarżenia, momentami jego twarz przybierała kolor purpurowy. - Nie przyznaję się do winy. Będę składał wyjaśnienia - zapowiedział tuż po wystąpieniu prokuratora.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie oskarża byłego prezydenta przede wszystkim o przyjęcie łapówki od byłych szefów krakowskiego oddziału spółki Strabag - Grzegorza M. i Piotra W. W 2010 r. miało im bardzo zależeć na reelekcji Ryszarda Ścigały: "Dobre relacje ze Ścigałą ułatwiały nam funkcjonowanie w Tarnowie"- cytował biznesmenów prokurator Seweryn Borek.
Były prezes żużlowego klubu Bogdan G. zeznał śledczym, że w dwóch transzach wręczał Ścigale łapówkę. Pierwszy raz 28 października 2010 r. w biurze wyborczym przy ul. Wałowej. "Z pieniędzmi ze Strabagu poszedłem do biura wyborczego Ścigały. Skontaktowałem się z nim wcześniej telefonicznie i on powiedział, gdzie mam przyjść. Jak już rozmawialiśmy w cztery oczy, to dałem mu kopertę z pieniędzmi. Tam nie było miejsca na dyskusję, obaj wiedzieliśmy, że to pieniądze ze Strabagu" - relacjonował słowa żużlowego działacza śledczy. Jakiś czas później Bogdan G. miał odwiedzić w domu Ścigałę i przekazać mu pieniądze po raz drugi.
Były prezydent podczas rozprawy przeszedł do kontrofensywy. Podkreślał, że początkowo to Bogdanowi G. zarzucono przyjęcie łapówki i powoływanie się na wpływy w magistracie.
- Nie znam pobudek, z jakich zmienił swoje pierwotne zeznania - mówił, odczytując przez ponad dwie godziny swoją obszerną odpowiedź na akt oskarżenia. - Mogę domniemywać, że po aresztowaniu znalazł się w tak trudnej sytuacji, że za wszelką cenę pragnął przerwać swą udrękę i obciążył moją osobę.
Twierdził, że 28 października nie mogło dojść do jego spotkania z G. w biurze wyborczym, bo cały dzień spędził na oficjalnych spotkaniach. Poza tym w biurze cały czas pracowali członkowie jego sztabu i spotkanie w cztery oczy byłoby niemożliwe.
Zaprzeczył też, by wręczono mu pieniądze w domu. - Teza o uprzywilejowanej pozycji firmy Strabag w Tarnowie jest fałszywa i prowadzi tylko do zdyskredytowania mojej osoby w oczach opinii publicznej - dodał. Przekonywał sąd, że spółka od 2010 r. nie wygrała żadnego przetargu w Tarnowie, mimo że w wielu postępowaniach startowała.
Bogdan G. oraz Paweł P. (byli prezesi żużla) przyznali się już wcześniej do pomocy w przekazaniu łapówki i zostali skazani. Ryszard Ścigała wielokrotnie zapewniał jednak, że nie utrzymywał żadnych nieformalnych kontaktów z dyrektorami Strabagu. - W rozmowach biznesowych towarzyszyły mi zawsze osoby trzecie, a obowiązujący w urzędzie system zarządzania uniemożliwia prezydentowi "ręczne sterowanie" - mówił.
Kolejną rozprawę wyznaczono na 11 marca.