Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Szczepański: Pokażę, że niektórzy się pomylili

Rozmawiał Łukasz Madej
Szczepański pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Dunajcu Nowy Sącz, skąd dekadę temu trafił do Sandecji
Szczepański pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Dunajcu Nowy Sącz, skąd dekadę temu trafił do Sandecji Fot. Jerzy Cebula
Rozmowa z SEBASTIANEM SZCZEPAŃSKIM, 22-letnim pomocnikiem Sandecji Nowy Sącz, który od lipca będzie zawodnikiem Stali Mielec

- Mieszkanie w Mielcu ma Pan już wynajęte?

- Nie, ale będę musiał jakiegoś lokum poszukać, bo codziennie dojeżdżać z Nowego Sącza przecież się nie da. Do domu zamierzam jednak w miarę często zaglądać.

- Co mówili znajomi, kiedy oficjalnie poinformowano, że odchodzi Pan z Sandecji?

- Grupa bliskich znajomych, która mi kibicuje, wiedziała o moich planach. Cieszą się, że trafiłem akurat do Stali, bo to niedaleko. Wiadomo, to w Nowym Sączu jest mój dom, ale przyzwyczaję się. W Mielcu będę dawał z siebie wszystko. Pokażę, na co mnie stać. Wierzę, że wszystko dobrze się ułoży.

- Trener Mroczkowski powiedział: „Sebastian, szukaj sobie nowego klubu”?

- Wie pan co, na ten temat z trenerem nie rozmawiałem. Miałem za to spotkanie z prezesem klubu Andrzejem Dankiem, któremu sam powiedziałem, że chcę spróbować swoich sił gdzie indziej. Z Sandecji nikt mnie nie wyganiał. Prezes chciałby, żebym został. Póki jestem jednak w miarę młody, zamierzam się rozwijać. Pokazać się gdzieś dalej, stąd ta zmiana. Ostatnio nie grałem zbyt dużo, a nie chcę stać w miejscu.

- To był główny powód odejścia z Sandecji po 10 latach?

- Tak. Wiadomo, drużynie szło, więc trener stawiał na innych zawodników i nie ma co się temu dziwić. Ja ze swojej strony mogę jednak powiedzieć, że jestem z siebie zadowolony. Robiłem, co mogłem, żeby wywalczyć sobie miejsce. Te krótkie wejścia, jakie zaliczyłem, były pozytywne, coś do drużyny wnosiłem. Ale takie jest życie, i taka jest piłka. Sandecji życzę wszystkiego dobrego. Teraz będę robić swoje w innym klubie.

- Ważne, że ciągle będzie Pan biegać po boiskach pierwszej ligi.

- To był priorytet. Wiem, że w piłkę grać potrafię. Może nie zawsze mi to wychodziło, ale znam swoją wartość. Czasem zaliczałem lepsze, czasem gorsze występy, ale na tym poziomie rozgrywkowym spokojnie sobie poradzę.

- Właśnie, mimo dopiero 22 lat, jest Pan solidnie ograny na zapleczu ekstraklasy.

- Wywalczyłem sobie miejsce w składze, we wszystkich meczach, w których grałem. A przez Sandecję przewinęło się wielu szkoleniowców. Wiem, że wcześniej pewnie pomógł mi status młodzieżowca, ale kiedy się skończył, pokazałem, że bez tego też można grać. Wydaje mi się, że w pewnym momencie byłem dosyć znaczącą postacią drużyny. Ale cóż, przyszły zmiany, nowy trener i tak się wszystko potoczyło. Bywa i tak, że raz jest się na szczycie, a za pół roku niekoniecznie musi się już na nim być.

- Można powiedzieć, że jest Pan wychowankiem „biało-czarnych”?

- Jestem związany z Nowym Sączem, a Sandecja jest tutaj tym głównym, wiodącym klubem. Ale oczywiście nie zapominam, skąd się wywodzę - jestem wychowankiem Dunajca, jednak przez tyle lat reprezentowałem barwy Sandecji, że mogę powiedzieć śmiało, iż po części także jej. Pół na pół.

- Klub z Mielca pewnie reklamował Panu Marek Kozioł, który odszedł tam pół roku temu.

- Marek to mój bliski kolega. Już kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny Sandecji, to on - że tak powiem - oprowadzał mnie po szatni. Jego zdanie było bardzo ważne. To na razie jedyna osobą, którą znam w nowym zespole. To młoda drużyna, aklimatyzacja na pewno przebiegnie szybko. Będzie dobrze.

- Stal, mimo ostatnich gorszych lat, to ciągle uznana marka w Polsce.

- Z tego co się dowiedziałem od działaczy i trenerów, klub ma swoją strategię rozwoju. Bardzo dobrze stoi pod względem organizacyjnym. Wszystko zmierza ku temu, że te najlepsze czasy są dopiero przed Stalą Mielec. O tym właśnie mnie zapewniano. Zresztą, Marek Kozioł to potwierdził. Byłem na miejscu, podpisałem umowę, zobaczyłem, jak to mniej więcej wygląda od środka. I jestem tym wszystkim podekscytowany, megapozytywnie nastawiony.

- Czyli do ekstraklasy zmierza Pan przez Mielec?

- Nie ma co teraz mówić o takich rzeczach, bo Stal to beniaminek i takie słowa mogą zostać szybko zweryfikowane. Jak jednak mówiłem, że w Mielcu będą dążyć do tego, by blask klubu odzyskać. A moje własne cele? Zawsze miałem marzenia i nadal chciałbym kiedyś trafić do ekstraklasy.

- Motywuje pewnie przykład choćby Bartosza Szeligi.

- Pewnie, Bartek to przecież wicemistrz Polski. Chłopaki z Nowego Sącza potrafią grać w piłkę, nie jeden już to udowodnił. Na Sądecczyźnie są talenty, trzeba tylko w nie uwierzyć, dać poczucie, że czy raz będziesz grał słabiej, raz lepiej, to ktoś za tobą stanie.

- Na jaką pozycję sprowadza Pana Stal?

- Jestem uniwersalnym zawodnikiem, gdzie trener będzie mnie widział, tam oddam całe serce i zdrowie za Stal. Rozmawiałem z trenerem Białkiem. To pozytywna osoba, wszystko ma poukładane. Myślę, że współpraca będzie bardzo owocna.

- Chyba wiem, na jaki mecz zwróci Pan uwagę, kiedy ustalony zostanie terminarz.

- Też wiem_ (śmiech). _Spotkanie przeciwko Sandecji to będzie dodatkowa mobilizacja. Dla mnie szczególny mecz, bo jako jej przeciwnik grałem za małolata w Dunajcu. Będzie to coś naprawdę bardzo dziwnego. Ale wszystkie myśli pójdą w drugą stronę. Będzie walka przeciwko przyjaciołom, bo przecież wiadomo, że środowisko, w którym przebywałem, całe życie jest za Sandecją. Takie jednak życie. Mam nadzieję, ze pokażę niektórym ludziom, że się myliły co do mojej osoby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sebastian Szczepański: Pokażę, że niektórzy się pomylili - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska