- Mieszkanie w Mielcu ma Pan już wynajęte?
- Nie, ale będę musiał jakiegoś lokum poszukać, bo codziennie dojeżdżać z Nowego Sącza przecież się nie da. Do domu zamierzam jednak w miarę często zaglądać.
- Co mówili znajomi, kiedy oficjalnie poinformowano, że odchodzi Pan z Sandecji?
- Grupa bliskich znajomych, która mi kibicuje, wiedziała o moich planach. Cieszą się, że trafiłem akurat do Stali, bo to niedaleko. Wiadomo, to w Nowym Sączu jest mój dom, ale przyzwyczaję się. W Mielcu będę dawał z siebie wszystko. Pokażę, na co mnie stać. Wierzę, że wszystko dobrze się ułoży.
- Trener Mroczkowski powiedział: „Sebastian, szukaj sobie nowego klubu”?
- Wie pan co, na ten temat z trenerem nie rozmawiałem. Miałem za to spotkanie z prezesem klubu Andrzejem Dankiem, któremu sam powiedziałem, że chcę spróbować swoich sił gdzie indziej. Z Sandecji nikt mnie nie wyganiał. Prezes chciałby, żebym został. Póki jestem jednak w miarę młody, zamierzam się rozwijać. Pokazać się gdzieś dalej, stąd ta zmiana. Ostatnio nie grałem zbyt dużo, a nie chcę stać w miejscu.
- To był główny powód odejścia z Sandecji po 10 latach?
- Tak. Wiadomo, drużynie szło, więc trener stawiał na innych zawodników i nie ma co się temu dziwić. Ja ze swojej strony mogę jednak powiedzieć, że jestem z siebie zadowolony. Robiłem, co mogłem, żeby wywalczyć sobie miejsce. Te krótkie wejścia, jakie zaliczyłem, były pozytywne, coś do drużyny wnosiłem. Ale takie jest życie, i taka jest piłka. Sandecji życzę wszystkiego dobrego. Teraz będę robić swoje w innym klubie.
- Ważne, że ciągle będzie Pan biegać po boiskach pierwszej ligi.
- To był priorytet. Wiem, że w piłkę grać potrafię. Może nie zawsze mi to wychodziło, ale znam swoją wartość. Czasem zaliczałem lepsze, czasem gorsze występy, ale na tym poziomie rozgrywkowym spokojnie sobie poradzę.
- Właśnie, mimo dopiero 22 lat, jest Pan solidnie ograny na zapleczu ekstraklasy.
- Wywalczyłem sobie miejsce w składze, we wszystkich meczach, w których grałem. A przez Sandecję przewinęło się wielu szkoleniowców. Wiem, że wcześniej pewnie pomógł mi status młodzieżowca, ale kiedy się skończył, pokazałem, że bez tego też można grać. Wydaje mi się, że w pewnym momencie byłem dosyć znaczącą postacią drużyny. Ale cóż, przyszły zmiany, nowy trener i tak się wszystko potoczyło. Bywa i tak, że raz jest się na szczycie, a za pół roku niekoniecznie musi się już na nim być.
- Można powiedzieć, że jest Pan wychowankiem „biało-czarnych”?
- Jestem związany z Nowym Sączem, a Sandecja jest tutaj tym głównym, wiodącym klubem. Ale oczywiście nie zapominam, skąd się wywodzę - jestem wychowankiem Dunajca, jednak przez tyle lat reprezentowałem barwy Sandecji, że mogę powiedzieć śmiało, iż po części także jej. Pół na pół.
- Klub z Mielca pewnie reklamował Panu Marek Kozioł, który odszedł tam pół roku temu.
- Marek to mój bliski kolega. Już kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny Sandecji, to on - że tak powiem - oprowadzał mnie po szatni. Jego zdanie było bardzo ważne. To na razie jedyna osobą, którą znam w nowym zespole. To młoda drużyna, aklimatyzacja na pewno przebiegnie szybko. Będzie dobrze.
- Stal, mimo ostatnich gorszych lat, to ciągle uznana marka w Polsce.
- Z tego co się dowiedziałem od działaczy i trenerów, klub ma swoją strategię rozwoju. Bardzo dobrze stoi pod względem organizacyjnym. Wszystko zmierza ku temu, że te najlepsze czasy są dopiero przed Stalą Mielec. O tym właśnie mnie zapewniano. Zresztą, Marek Kozioł to potwierdził. Byłem na miejscu, podpisałem umowę, zobaczyłem, jak to mniej więcej wygląda od środka. I jestem tym wszystkim podekscytowany, megapozytywnie nastawiony.
- Czyli do ekstraklasy zmierza Pan przez Mielec?
- Nie ma co teraz mówić o takich rzeczach, bo Stal to beniaminek i takie słowa mogą zostać szybko zweryfikowane. Jak jednak mówiłem, że w Mielcu będą dążyć do tego, by blask klubu odzyskać. A moje własne cele? Zawsze miałem marzenia i nadal chciałbym kiedyś trafić do ekstraklasy.
- Motywuje pewnie przykład choćby Bartosza Szeligi.
- Pewnie, Bartek to przecież wicemistrz Polski. Chłopaki z Nowego Sącza potrafią grać w piłkę, nie jeden już to udowodnił. Na Sądecczyźnie są talenty, trzeba tylko w nie uwierzyć, dać poczucie, że czy raz będziesz grał słabiej, raz lepiej, to ktoś za tobą stanie.
- Na jaką pozycję sprowadza Pana Stal?
- Jestem uniwersalnym zawodnikiem, gdzie trener będzie mnie widział, tam oddam całe serce i zdrowie za Stal. Rozmawiałem z trenerem Białkiem. To pozytywna osoba, wszystko ma poukładane. Myślę, że współpraca będzie bardzo owocna.
- Chyba wiem, na jaki mecz zwróci Pan uwagę, kiedy ustalony zostanie terminarz.
- Też wiem_ (śmiech). _Spotkanie przeciwko Sandecji to będzie dodatkowa mobilizacja. Dla mnie szczególny mecz, bo jako jej przeciwnik grałem za małolata w Dunajcu. Będzie to coś naprawdę bardzo dziwnego. Ale wszystkie myśli pójdą w drugą stronę. Będzie walka przeciwko przyjaciołom, bo przecież wiadomo, że środowisko, w którym przebywałem, całe życie jest za Sandecją. Takie jednak życie. Mam nadzieję, ze pokażę niektórym ludziom, że się myliły co do mojej osoby.