Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sędzia Musiał: to było nieuniknione, nikt nie jest nieomylny

Tomasz Bochenek
Tomasz Musiał
Tomasz Musiał fot. Andrzej Banaś
Rozmowa z Tomaszem Musiałem, 32-letnim sędzią piłkarskim, nominowanym na arbitra międzynarodowego.

W ubiegły czwartek był Pan widziany koło bramki na stadionie w Dniepropietrowsku.
A tak, byłem tam.

Rozumiem, że mecz Dnipro - Fiorentina był Pana debiutem w pucharach?
To był mój drugi mecz w europejskich pucharach. Rok temu, także z Szymonem Marciniakiem, byłem na meczu Ventspils - Molde w eliminacjach do Ligi Mistrzów, jako sędzia techniczny.

Nie mając jeszcze nominacji na arbitra międzynarodowego?
W rundach kwalifikacyjnych europejskich pucharów funkcję technicznego mogą pełnić arbitrzy, którzy jeszcze nie są międzynarodowymi. W fazie grupowej już nie.

Zatem lecąc teraz na Ukrainę, wiedział Pan już, czego się spodziewać.
Nigdy w życiu nie byłem dotąd sędzią zabramkowym, bo kiedy ten eksperyment wprowadzono w Polsce, to nie załapałem się ani razu. Mecz w Dniepropietrowsku był więc moim podwójnym debiutem - bo pierwszy raz wystąpiłem jako sędzia zabramkowy i pierwszy raz w tak wysokiej fazie pucharów.

Przygotowanie do takiego meczu znacznie się różni od tego w polskiej lidze?
Zdecydowanie. Tydzień przed meczem dostajemy e-maile z informacją, w jakich strojach będą drużyny, w jakich my wystąpimy. Mityng organizowany jest rano w dniu meczu, by w razie czego można jeszcze coś załatwić, zmienić. Wszystko odbywa się więc z dużym wyprzedzeniem czasowym, a cały plan zawodów jest realizowany co do sekundy.

Jak długa przed Panem droga, by taki mecz, w jakim był Pan sędzią zabramkowym, prowadzić jako arbiter główny?
Myślę, że od momentu gdy oficjalnie będę już sędzią międzynarodowym - czyli od 1 stycznia - minimum dwa lata. Na początku raczej sędziuje się rozgrywki młodzieżowe - mecze eliminacyjne reprezentacji U-17, U-19, U-21. Pierwszy sezon to z reguły właśnie takie przetarcie. Jeśli wtedy się sprawdzę, to mniej więcej za dwa lata zacznę sędziować może jeszcze nie Ligę Europy, ale eliminacje tych rozgrywek, czy preeliminacje Ligi Mistrzów. Niestety, nie wcześniej, jest pewna droga awansu. Tak jak w Polsce trzeba przejść przez kolejne szczeble rozgrywkowe, tak i w UEFA trzeba je zaliczyć.

Informacja o Pana nominacji na sędziego międzynarodowego pojawiła się w połowie września. Pan odkąd miał sygnały, że tak się stanie?
Sygnały o tym, że jestem w kolejce do UEFA, dostawałem od początku roku. W okresie wakacyjnym byłem już raczej pewien, że tę nominację otrzymam, tym bardziej że były dwa miejsca dla Polski. Wtedy został jeszcze do zdania egzamin językowy, ale o to się raczej nie martwiłem. I po egzaminie z angielskiego dokumenty zostały wysłane do UEFA.

Kiedy rozmawialiśmy trzy lata temu, niedługo po Pana debiucie w ekstraklasie, nie ukrywał Pan, że jego marzeniem jest plakietka FIFA Referee. I co - wiadomość o nominacji przyjął Pan z dużą satysfakcją?
Tak. Duma była ogromna, aczkolwiek trzeba szybko zejść na ziemię, są mecze ligowe. No i należy sobie określić teraz nowy cel.

Bierze Pan lekcje angielskiego. Ta nominacja Pana zmotywowała, by podszlifować język?
Nie, na lekcje uczęszczam od początku roku. Przede wszystkim lekcje miały mnie przygotować do tego egzaminu. Spodobały mi się, więc uczęszczam dalej.

Wracając do meczu w Dniepropietrowsku. Było zimno, padał śnieg. Nie zmarzł Pan przy tej bramce?
Powiem tak: gdy pierwszy raz spojrzałem na zegarek w pierwszej połowie, była 40 minuta. Towarzyszyły mi tam nieprawdopodobne emocje, działała adrenalina. Natomiast w drugiej połowie tak wiele działo się w moim polu karnym, gospodarze próbowali wyrównać, że mimo tego, iż będąc sędzią za bramką przebiega się bardzo krótkie odcinki, to nie czuło się tego chłodu.

Ten rok jest dla Pana przełomowy także z innego powodu - wizerunek sędziego Musiała przestał być kryształowy. Na początku sezonu z powodu nadwagi został Pan odsunięty od prowadzenia meczu Lechii z Barceloną. Ostatnio wiele do zarzucenia miał Panu Marek Saganowski, bo nie podyktował Pan faulu w sytuacji, gdy rywal swoim atakiem zniszczył mu kolano. W końcu i Pan przestał być nieomylny.
To było nieuniknione, nikt nie jest nieomylny. Każdemu zdarzają się błędy. Problem jest taki, że trafiło na bardzo groźną kontuzję i medialnego zawodnika, dlatego sprawa stała się głośna. Nie jest to spowodowane jakąś zniżką formy. W poprzednim sezonie też zdarzały mi się błędy, tylko nie miały takich konsekwencji. Oczywiście, jest to dla mnie nauczka i kolejny bodziec do tego, żeby nad sobą pracować.
Rozmawiał Tomasz Bochenek

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska