Chodzi o gminny program przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Choć według prawa każda gmina w Polsce musi taki program wprowadzić, zakopiańscy radni już po raz dziewiąty odrzucili uchwałę w tej sprawie.
Radni: Bronimy rodziny!
"Górale pokazali, że pozwalają na bicie kobiet"; "Na Podhalu przemoc w rodzinie to folklor". To niektóre z komentarzy internautów, jakie ukazały się po tym gdy kilka dni temu zakopiańska rada miasta po raz 9. nie przyjęła uchwały o powołaniu gminnego zespołu interdyscyplinarnego.
W jego skład wchodzą m.in. policjanci, urzędnicy, psycholog), który w przypadkach przemocy podejmuje działanie mające pomóc poszkodowanym kobietom.
- Teoretycznie nakazuje nam to ustawa przyjęta przez Sejm. Naszym zdaniem tak naprawdę wymusza ona na nas podjęcie uchwały, która de facto pozwala takim zespołom inwigilować czy rozbijać rodziny, odbierać dzieci bez wyroku sądu - przekonuje Józef Figiel, zakopiański radny, które jest głównym przeciwnikiem programu.
- Dlatego fakt, że jako jedyni w Polsce nie podejmujemy tej uchwały, to nie powód do wstydu, ale wręcz odwrotnie do chwały - mówi.
Będą próby, ale co to da?
Słowa Figla jak mantrę powtarza większość radnych, która może odrzucić każdą kolejną próbę powołania zespołu. A że takie będą, zapewnia Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej.
- Zespół interdyscyplinarny, wg prawa powinna mieć każda gmina. Dlatego muszę takie próby podejmować. Nie łudzę się jednak, by radni zmienili zdanie - rozkłada ręce Zofia Kułach-Maślany, dyrektorka MOPS w Zakopanem. Faktycznie, zmusić ich do tego
praktycznie nie można.
- Oczywiście, uchwała powinna być w Zakopanem przyjęta. Z ramienia Urzędu Wojewódzkiego zamierzamy pisemnie ponaglić radę, by wprowadziła w życie ten program - mówi Mirosław Chrapusta, szef biura prawnego wojewody. Wątpi jednak, by to pomogło. Dlatego po kolejnym odrzuceniu projektu, zgodnie z procedurą poinformuje o sprawie ministra administracji i cyfryzacji.
Zarząd komisaryczny?
Jak wyjaśnia prawnik wojewody minister może sprawę umorzyć lub uzna, że rada łamie prawo, więc winno się ją rozwiązać i wprowadzić w zastępstwie komisarza do czasu wyborów. - Według prawa, taką decyzję musi podjąć Sejm - mówi Chrapusta. Problem w tym, że podobny przypadek nie zdarzył się w Polsce od 20 lat.